blog o ciąży

blog o ciąży

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Wszystko.

WSZYSTKO! Wszystko się zmienia. Wszystko się zmienia z dnia na dzień. Rośnie, kuma wszystko! Cudownie, pogodne dziecko. Głowa w górę- świat z tej perspektywy wygląda lepiej. Godzina 3:00. Matka- piach w oczach, przycina komara na ramie łóżeczka. Wygodniej byłoby w łóżku, ale nie... trzeba trzymać za łapkę, trzymać smoka bo wypada. Siedzę kimając więc przy łóżeczku, a ON gimnastyka BUZI I JĘZYKA. Gadka na całego i łepetynka do góry! Kilka minut wcześniej spożyte mleko matczyne bardzo szybko trafia na pieluchę tetrową, którą podkładam mu pod główkę. Ulewa się na potęgę, ale NIE!

" Antoś... proszę... połóż główkę..." 

No nie!


Wszystko się zmienia. Mniej śpi oooj wszytko się w tej kwestii pozmieniało. Nie wiem czy to okres świąteczny czy co, ale rozregulowało nam się dziecko. Zasypia o innych godzinach i o innych się budzi. Częściej jednak woli towarzyszyć mi wciągu dnia. Preferuje gadki i swawole. Pierdy, śmiechy i inne dziwne zabawy. Rozwalił mi się cały plan dnia. Muszę się na nowo zorganizować. Nastąpił też całkowity, absolutny zachwyt swoimi rękoma. Na okrągło, namiętnie i  koniecznie OBIE, lądują w jego buzi. W dalszym ciągu jestem strasznie zaborcza. Kwoka! Skrzydłami nagarniam! Chcę ciągle chronić...JA JA JA! Ale jest postęp. Tosiek już kilka razy został z tatusiem. Ja w auto i na miasto. Pretekst? Zrobię zakupy, zajadę do apteki. Całusy przed wyjściem. " Nie jedziesz na koniec świata" - komentarz P. KOCHAM KOCHAM KOCHAM! Serce mi chyba pęknie, ale jadę. Pot po dupie leci, tak zapieprzam po mieście. NIEEEE! Nie dzwonię. Wszystko na pewno jest dobrze. Czy się nie obudził? Czy może mu zasnął? Czy nie krzyczy z głodu? FUCK! Alee... serce mam całe. Wyrzuty? BRAK! Po powrocie inny człowiek. Godzina poza domem, a jaki oddech relaksu. Fajne są takie wypady sam na sam i jakie potrzebne!


niedziela, 29 grudnia 2013

NIEDYSPONOWANA!

Boli mniej, leje się więcej, czyli wielki powrót "PURPLE RAIN"! Miesiączka po 11 tygodniach. Czy nie za wcześnie? Kobieta karmiąca piersią powinna ponownie zacząć miesiączkować po okresie 20 tygodni... Padam na ryj, w głowie się kręci, dyskomfort zapomniany, TOTALNA NIEDYSPOZYCJA!

Moja Miłość jest każdego dnia coraz piękniejszy :*

Ps. Sorry za ten fizjologiczny wpis, ale stan beznadziejny :/

czwartek, 26 grudnia 2013

CHRZEST ŚWIĘTY ANTOSIA!

WSPANIAŁY DZIEŃ! Mimo wielkiego zamieszania, nie powiem pojawił się też stresik, mimo ciężkiej pracy którą włożyła moja mama w przygotowanie całego tego kulinarnego zamieszania dla całej familii to był WSPANIAŁY. Wspaniała pogoda. Słońce raziło nas po oczach co widać też na zdjęciach. To ciekawe, to zadziwiające, too nawet wzruszające przeżycie było. Oczywiście matka miękka jak guma poryczała się na kreśleniu krzyża na czułku Syna.Antek wyglądał oszałamiająco. Troszkę marudny, bo przez ten okres świąteczny rozregulował nam się Brzdąc, ale był dzielny, grzeczny, uroczy i... przystojny mój mężczyzna mały!

Słowa są zbędne.


Dziękujemy Rodzicom Chrzestnym za "świadomi praw i obowiązków", Wujkowi Adasiowi za piękne zdjęcia, mojej Mamie za zapieprz w kuchni...no i wszystkim, że przyjechali, że byli, że chcieli.

Całusy!

wtorek, 24 grudnia 2013

WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANI! HEJ

Rodzinnie :*
 Na kolankach :*
 TAKI JESTEM DUŻY!
 Przegląd stomatologiczny :P
I zmachał nam się Mikuś :*


Jutro ważny dzień - idę prasować koszule dla moich chłopaków :*

sobota, 21 grudnia 2013

Czas goni nas...

Weny brak...

Czasu brak...

Cały czas coś...

Cały czas gdzieś...

ale... POZDRAWIAMY WAS :D


Ps. nawet zdjęcie lipnej jakości, z telefonu walnięte :/



poniedziałek, 16 grudnia 2013

U nas już jest !

Stała pod śniegiem panna zielona
Nikt prócz zająca nie kochał jej
Nadeszły święta i przyszła do nas
Pachnący gościu,prosimy wejdź!

Choinko piękna jak las,
Choinko zostań wśród nas! 

Jak długo zechcesz, z nami pozostań,
niech pachnie tobą domowy kąt.
Wieszając jabłka na twych gałązkach
życzymy wszystkim Wesołych Świąt. 


Trochę krzywa, trochę mała, ale... NASZA! 

Pierwsza Tośkowa choinka. Szkoda, że przespał cały proces twórczy. Jutro zobaczy. Chyba oszaleje na punkcie światełek! 

niedziela, 15 grudnia 2013

2 MIESIĄCE !

Dwa miesiące, dwa miesiące, DWA MIESIĄCE! Hej!

Dzisiaj Anti kończy dwa miesiące!

Na początku tygodnia waga Antosia 6200 g :D nie mierzyli nas ale bodziaki nosimy na 62 cm :D Antek oszołamiająco ogarnia już życie. Intensywnie wymachuje kończynami górnymi i dolnymi, powiedziałabym, że nawet synchronicznie. Kolejna umiejętność ruchowa? Palec Grzebalec! (palec wskazujący- dla naprowadzenia)  Tak, nasz Syn ma przyjaciela palucha, którego wszędzie pcha, a najczęściej do oczu! Co ranek matka znajduje nowe ślady pozostawione przez Grzebalca- strupki-skorupki! Syn nasz najukochańszy również namiętnie ssie swoje nadgarstki, do tego stopnia że zrobiły mu się jakieś zmiany skórno-krostno-łuszczycowe? No niefajne w każdym razie. Posmarowałam, rękawice naciągnęłam NIECH WALCZY! Uśmiechy, radości, oczopląs totalny. Wszystko chcę widzieć i wszystko widzę. Wodzę za matką i ojcem na lewo i prawo. Iiiiii! Najlepsze! Dzisiaj w nocy nasz Syn zamkną swoje snem znużone oczęta oooo 19:30, a na cycka obudził się oooo??? 1:20 !!!!!!!! SUKCES! Moje cycki szalały. Nie wiedziały co jest grane. Ogrom napęcznienia, napełnienia, zagrożenie eksplozją, a Syn śpi! 

Fenomen dosięgnął i nas: 

NASZE DZIECKO PIERWSZY RAZ PRZESPAŁO 6H. 

Bosko! 

Szkoda, że ja zasnęłam dopiero o 23:00.... SŁABO! 

Po 6h Antek z suchą pieluchą, z najedzoną gębusią było gotowy do rozmowy. Och tak nasz Syn przechodzi samego siebie w codziennych konwersacjach. Pieje nad ranem ze swojego łoża ! I tak gadaliśmy, nosiliśmy, leżeliśmy do 3:30 :/ SŁABO!  Ale fenomen jest, więc szaaa CIESZYMY SIĘ !

Krasnal, zuch, pulpecik nasz kochany. Na ulubionej podusi, w mamusinej czapusi, w rękawicach! 


Śpij, śnij i rośnij zdrowy!


piątek, 13 grudnia 2013

CzAPA!

Wczoraj!

20 minut!

JEST!!!

Pierwsza, ręczna robota matki! Czapkę dziecku uszyłam :) Jakie to wciągające! Lecę po maszynę do babci, bo taka ręczna fastryga dużo czasu zajmuje, a taaaaak zamiast 20 minut, czapki będziemy mieli wwww 3 minuty! Aaach będzie szycie :) GACIE TEŻ BĘDĘ SZYĆ!


OSTRO ZAJARANA!

HEJ!

poniedziałek, 9 grudnia 2013

akcja społeczna

Nie mogę się powstrzymać, by nie opisać tego co mnie dzisiaj spotkało, a mianowicie udało nam się wybrać z Antkiem na spacer! Dosłownie dodałam posta, ostatni łyk herbaty i słyszę wezwanie "MAMOOO JUŻ NIE ŚPIĘ!" i w ten że sposób o 10:53 byliśmy pod garażem. Jednak nie o tym, nie o tym.

PIEPRZONA   ZIMA!

Przyszła zima? OK! Leży dużo śniegu? OK! ALE GDZIE SĄ K***A SŁUŻBY PORZĄDKOWE czy jak im się tam zwie, ale kto jest odpowiedzialny za te pieprzone chodniki??????? Żeby zejść do garażu, gdzie czeka na nas wózek, musimy z Antkiem pokonać niewielką, ale jednak górkę! o tej porze roku totalnie i na maksa oblodzoną. Dobrze, że Małego wpakowałam w nosidło, a nie znosiłam go na rękach, boooo chyba bym zjeżdżała na dupie!Wpakowałam Tośka do wózka i się zaczęło... JA PIERDZIELE! Specjalnie kupiliśmy wózek z dużymi kółkami. Wiedziałam, że jak przyjdzie śnieg na jakiś marnych plastikowych kółeczkach nie pociągniemy. Jednak i nasze duże, pompowane koła nie dawały dzisiaj rady. Nasz spacer przemienił się w jakiś obłęd totalny. Tosiek spał co prawda bo trząchało ostro, aaaa ja pcham! No śmiałam się sama do siebie, bo nie wierzyłam w to co widzę!!! ZASPY, ZASPY, ZASPY!!!!! Kółka się nie kręcą tylko zablokowane przez bryły śniegu suną do przodu oczywiście za sprawą moich marnych mięśni. Tak idąc i sapiąc wpadłam na fantastyczny pomysł akcji społecznej pt.: ZRZUĆ KG RAZEM Z NAMI! Jesteś mamą? Urodziłaś swoje dziecko na jesieni, albo w zimę? Nie chcesz siedzieć w domu! ZATEM NIE MARTW SIĘ O ZBĘDNE KILOGRAMY!!! Nasze polskie zaśnieżone, zabluzgane, nieprzejezdne jednym słowem chodniki skutecznie Ci w tym pomogą!!!

TRAGEDIA!

Z tego wszystkiego, z totalnego wycieńczenia musiałam sobie zapodać drożdżówkę po drodze, bo chyba bym padła na twarz.

Antek śpi na dobre, też bym legła, ale piekę kurczaka z rożna!

DEZORGANIZACJA!

No i rypną nam plan dnia! Nie nadążam z tym Bąblem! Już powinniśmy być po cycku, po bekaniu, i się ostro ubierać w odgłosach wrzasku i krzyku, że czapka jest BEEE! ŁEEE! a tym czasem? ZASNĄŁ!!!

Synu!

Naczyta się człowiek, że to takie ważne. Dziecko potrzebuje schematu. Czynności wykonywane o tych samych porach dają dziecku poczucie bezpieczeństwa i DUPA! Ale co mam zrobić... z drugiej strony był zmęczony najwidoczniej to zasnął! MAM GO BUDZIĆ? Bo w innym razie nie będzie czuł się bezpiecznie?  BULLSHIT!!!

Mamy poślizg, ale czy to powód do zmartwień? Antek się już odnalazł w czasie. W nocy ma większe pojęcie, że to nie czas na harce i swawole! Budzi się elegancko na cycka, ale tak na śpiąco, że szamie, beka i sru znowu zasypia. Mam wrażenie, że i około 18:00 czuje, że chwil kilka będziemy pływać jak ryba. A jak go rozbieram do golasa, bo się obsikałem po pachy to też się cieszy mordeczka, bo przecież zawsze jak mnie rozbierają to później pływamy! A tu zonk! W dzień ma określony moment na drzemkę.

Czasami tak bywa, ale nie będę terroryzować Syna, bo już 10:00 !!! POWINNIŚMY BYĆ JUŻ POD GARAŻEM!!! Nie, NIE NIE! Stanowcze NIE!


Oooo taki jestem grzeczny chłopak!


sobota, 7 grudnia 2013

SOBOTA HANDLOWA

P. miał dzisiaj wolną sobotę. Co to znaczy? SHOPPING! a czemu jak P. ma wolne? Bo: ma kto zostać z Tosieńkiem ( w taką obrzydliwą pogodę to w aucie), nie muszę się pchać do sklepów z wózkiem, mam dwie ręce wolne no i w ogóle jakoś łatwiej. Chociaż mimo tego, że łatwo i tak się upociłam jak wieprz, bo pogoda do bani, w sklepach palą ile w lezie, bo przecież zima przyszła.



Czemu dzisiaj taki zakupowy szał? Ponieważ, gdyż... Zdecydowaliśmy, że ochrzcimy Antosia w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia. Ponieważ, gdyż przed Świętami już raczej nie będzie czasu. P. może nie mieć już wolnej soboty, a ja jak wspomniałam, jak jestem sama z Małym w mieście wielu rzeczy nie dałabym rady załatwić. Ponieważ, gdyż nie mam w co się ubrać na chrzest syna. Noooo niestety do formy sprzed ciąży jeszcze dłuuuga droga. W moje sukienki sprzed 10kg jeszcze się nie mieszczę, więc musiałam coś kupić. Ponieważ, gdyż zima jak i kierowców tak i Kasię w tym roku zaskoczyła. No zaspałam i z czapą i butami.

Zatem:

Chrzestne gadżety. Byłam lekko w szoku, bo za "szatkę"- kawałek mega świecącego materiału zapłaciłam 18PLN!!!, a za świecę 25 PLN!!! No nic tylko inwestować w takie rzeczy, sruuu na straganek i opychać!!! CZYSTA KASA!!! Noo ok. świeca uwaga! miała literki w pakiecie do naklejania. Lubię takie wycinanki-wyklejanki.


Sukienka... czerwona... nie przegięłam ??? Lubię czerwony... ale będzie żakiet, czarny. Czarne rajstopki... chyba przejdzie co? AAA sukienkę to dorwałam oczywiście w SH za 39 PLN, rozmiar 40 brrrrr Stwierdziła, że nie będę inwestować grubej kasy na nową kreację, za noooo myślę dobre 120 PLN , bo i tak zamierzam zrzucić trochę z tyłka, więc i sukienka przejdzie w zapomnienie!


Jak już byłam w SH, to oczywiście byłabym nie sobą, jakbym nie wyszperała czegoś dla mojego małego człowieka! Fenomenalne zamszowe spodenki , granatowe bodziaki i szaliczek, to kolejne 12 PLN.


iiiii Uhuhuha nasza zima zła! Kozacka czapka (jak Tosiek podrośnie to mu czasem pożyczę ;)) i buty ocieplane. Nienawidzę kupować butów zimowych. Sklepy zawalone są kozakami, z futrami w których moja łyda się NIE DOPINA !!! albo buty taaak wysokie, szpile pt.: "ZABIJ SIĘ!" Co udało mi się znaleźć?


Żeeeeby nie było! P. też coś dostał! KALESONY! ale z całym szacunkiem nie będziemy publikować tyłkowego odzienia mojego męża :)

Pozdrawiamy Was gorąco w tą zimową, handlową sobotę!

piątek, 6 grudnia 2013

Babska pogoda

Czemu babska? 

Któregoś razu w pracy, Klientka wchodząc do placówki rzuciła od drzwi: " oooo babska pogoda" HĘ??? Pani Danusiu... co to znaczy babska pogoda?- pchnę temat. " BO PIŹDZI ! JAK PODMUCHUJE to jest chłopska!" Tak w nawiązaniu do Orkana- Srorkana (zerżnięte od koleżanki z fb):
Przez tą, że tak to ujmę wietrzną pogodę- odpuściliśmy dzisiaj z Tośkiem spacerowanie. Dmucha ostro. Choinki się wyginają noooo o dobre 45 st. Śnieg naparza w okna. No odpuścimy. Jest 11:09. Z reguły wciągamy świeże powietrze, a teraz NUDY! Młodzież mi posnęła. Mi się nawet głowy myć dzisiaj nie chciało. Aaaaj, wywinęłam tasiemca z chusty na głowie, zalałam inkę (się złamałam kurde belek, bo krostki nam zeszły to stwierdziłam, że jedna inka z chlustem mleczka mu chyba nie zaszkodzi. No w każdym razie obserwuję! jak się znowu zaostrzy znowu się z mleczkiem pożegnamy!) iii relaks przy komputerze. 

Wiecie co... ostatnio mam maksymalny kryzys emocjonalno-psycho-fizyczny! Jestem bardzo szczęśliwa, że Mały jest z nami, ale... Całymi dniami siedzimy sami. P. wraca z pracy o 17:00. Rozmowy, uśmiechy, całuski- wspaniałe! Aguuu, Ałłuuu, Cacy cacy... Opowiadam, że śnieg pada, że skąd się śnieg bierze (coś jeszcze ze szkoły pamiętam!), gdzie idziemy, jak idziemy. Co robimy, że pieluszka, że kupka, że czemu ulewa, że niech beknie. A ja bym chciała z kimś porozmawiać. Tak normalnie. Jak P. wraca z pracy to napastuję go pytaniami, że jak, że co? Jestem spragniona bardziej rozbudowanej komunikacji międzyludzkiej! W dodatku dopadło mnie jakiś fizyczne wycieńczenie. Jestem zmęczona, nie wyspana. P. ma rację, żebym odpoczywała ile wlezie w ciągu dnia jak on śpi, ale nie potrafię. W głowie ciągle kłębią się myśli co jeszcze trzeba zrobić. ILE MOGĘ ZROBIĆ, kiedy on śpi. Przecież nie możemy żyć w brudzie, bo nam się wyhodują jakieś robale (brzydzą mnie robale! Przepraszam owady- jak mnie poprawił prof. na studiach " ROBALE MOŻE MIEĆ PANI CO NAJMNIEJ W BRZUCHU!" OK! Owady! PIEPRZONE BEZKRĘGOWCE!) Więc... nie możemy żyć z robalami. Jeść też coś musimy i nie mogę. Nie mogę się położyć i odlecieć w błogim śnie.

Na koniec mój Robaczek!


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Ryk bobra!

Krótko... i mocno sentymentalnie!

Zebrało się coś we mnie i pękło i był RYK. Ryczałam jak bóbr, jak P. zapodał z telefonu kołysankę :
Ach Śpij Kochanie!  którą zawsze nucę Tośkowi po kąpieli. Siedziałam, Mały na ramieniu w oczekiwaniu na beknięcie, a ja ryczę jak bóbr. Długo na Niego czekaliśmy.




Cieszę się, że ich mam.


sobota, 30 listopada 2013

Krosty, krostki, krosteczki...

Nabiał- odstawiony!

Walkę z pseudo (bo hipotetycznie stwierdzoną) skazą białkową u Antośka uznaję za rozpoczętą.


Co stosujemy? Dr. rzuciła nam receptą na maść cholesterolową. Co możemy przeczytać w internecie? NO CUD MIÓD i ORZESZKI! Co my myślimy? Jest dobrze! Rzeczywiście widać efekty łagodzące zaczerwienienia. Nasze krostki bledną... tylko... czy to jest spowodowane cudowną maścią za jedyne 22zł, czy moją męczarnią związaną z odstawieniem nabiału, który KOCHAM! No nie wiadomo, ale grunt, że jest lepiej. Pytanie mi się nasunęło: CZY!!! Czy jak się okaże, że Mały faktycznie nie toleruje mleka i przetworów z niego powstałych, to ja już do końca udostępniania cycka dla syna nie będę mogła jeść nabiału??? Jeśli tak... to zęby i włosy mi chyba same wyjdą i się ustawią w dwuszeregu! ! ! 

Tyle o krostkach.

TERAZ. Szał ciał. Znowu dzisiaj napadłam na SH. Wypad się udał, bo był ze mną P., który posterczał z młodzieżą przed sklepem, a ja spokojnie mogłam utonąć w sterach szmat. Nurkując, wyrzucając, przerzucając, wyczaiłam oczywiście kilka fenomenalnych okazji.


1. pół-śpiochy, kolor brąz, H&M, cena 3zł
2. ogrodniczki, kolor RÓŻ, marka NO NAME , cena 5zł ( nie dla nas! Urodziła nam się hmm... jakby tu określić pokrewieństwo... bratanica cioteczna ! )
3. rękawiczki, cena 1 zł
4. czapa, cena 1zł
5. galoty w paski zielono-zielone, cena 3 zł
5. getry w paski czarno-białe, H&M cena 2 zł
6. bodziaki H&M, kolor morski, cena 2 zł
7. bodziaki H&M, takie grubsze w gwiezdny deseń, cena 3zł
8. ogrodniczki, tym razem dla nas, kolor błękitny, cena... uwaga hihi przecenione z 6zł na 3 zł (LEŻĘ!)

SUMA: 23 PLN !!! Dla mnie BOMBA! 

Pralka chodzi!

czwartek, 28 listopada 2013

Szybka debata

Kochane mamy, proszę, proszę, plissss. Wyraźcie w komentarzach swoje opnie na temat szczepionek. skojarzonych i zwykłych. Po rozmowie z przyjaciółką, która swoje dzieci szczepiła zwykłymi, czyli 3 x kłucie wzbudziła we mnie koszmarne wyrzuty sumienia, że dużo powikłań itd. No kurde...a ja swoje dzisiaj zaszczepiłam jednym kłuciem i rozpętałam wojnę myśli w głowie. Martwię się teraz, że mojej Kruszynce nic nie było...

FUCK!

Szczepienie- czyli OOOO ZGROZO!!!

Koszmar... to był po prostu koszmar, albo jestem zajebiście miękka! Resztką sił mięśnia zwieracza łzowego powstrzymywałam się, żeby nie się nie rozryczeć przez pielęgniarkami- w końcu jestem MATKĄ! Osz ciężko. Do rzeczy. 

Mamy 6 tygodni:


Jak widać na załączonym obrazku/ fotografii wraz z wkroczeniem w ten tydzień skumaliśmy kwestię uśmiechu. Dostaliśmy najprawdopodobniej skazy białkowej ( Z CZYM JA TERAZ BĘDĘ PIŁA MOJĄ INKĘ??? Nie dość, że kawy nie mogę to jeszcze inkę mi odebrali!). Najprawdopodobniej, bo po dzisiejszej wizycie, pediatra stwierdził : " Kasia! to jednak Ty może odstaw na 2 tyg. całkowicie nabiał co?" Skąd ta bezpośredniość spytacie?Jak już chyba wspominałam,  Pani doktor jest od lat naszym lekarzem rodzinnym, więc wali do mnie na Ty, zaczepia na ulicy i takie tam. W każdym razie jak w zeszłym tygodniu matka panikara czyt. JA poleciałam do niej, bo Mały dostał krostek na twarzy, to... " Nieeeee, Kasia spokojnie... do 3 miesiąca każde dziecko może mieć na buźce WSZYSTKO! " NOO k***a totalny chillout. BĘC - skaza białkowa. Ostatnio skomentowałam pewnego posta, że spoko luz nie przejmujemy się krostkami... ODSZCZEKUJĘ! Rękę trzeba trzymać na pulsie!

Po dzisiejszej wizycie czyli mierzenia (niby nadal 58 cm, tylko czemu nosimy bodziaki i śpiochy na 62-68???) ważeniu 5780g (nadal rośniemy jak szaleni, ale już bardziej rozważnie 200 g tygodniowo, a nie 0,5 kg!) przyszła kolej na KŁUCIE. No... ciśnie się normalnie- bez komentarza! Do przychodni przyszłam z zamiarem szczepienia refundowanego, czyli 3 kłucia plus pneumokoki (płatne 210zł). Po wizycie w gabinecie lekarskim i dyskusji z Panią doktor, stwierdziłam że nie pozwolę go kłuć 3 razy i bierzemy szczepionkę WYPAS jedno kłucie za 310 zł i to była słuszna decyzja- BARDZO SŁUSZNA! Pneumokoki były doustne. Tosiek wsunął jak szalony. Jest zachwycony z reguły wszystkim co leci i w dodatku trafia do jego mordeczki. Pani Szczepionkowa skomentowała" ale jestem żarty! " W ŁEB! Szczepionka się skończyła, przestało lecieć i RYK! Tylko mu żołądek rozzłościli. "Spróbuje Pani uspokoić dziecko, żebyśmy mieli pewność, że połknął wszystko"- spróbuję. Ukochałam, łezki otarłam- mówię- ZUCH CHŁOPAK, już dobrze, już po wszystkim... Podnoszę głowę. Jakby z podłogi wyrosła Pani Szczepionkowa 2 z GIGANTYCZNĄ IGŁĄ. Otrzymałam instruktarz jak trzymać dziecko, jak mocno, żeby nie ruszał, nie machał. Trzymam. Tosiek drze się ile w lezie. Tchu mu braknie. Gigantyczna igła ląduje w jego prawym udzie. Cierpienie wypisane na twarzy mojego dziecka. Myślałam tylko o tym żeby dać mu cycka! A jeszcze się trzeba ubrać, dobrze, że tylko dół. Zasrana pogoda: rajstopy, spodnie, skarpety- no końca nie widać, a ten się DRZE! Płacę, trzaskam drzwiami właściwie już z cyckiem na wierzchu. 

Cisza...

Powodzenia na szczepieniach. Przed nami jeszcze sporo. Chyba wykończę się i nerwowo i finansowo. 


poniedziałek, 25 listopada 2013

FLAKI!

Przepraszam za zwrot...

DOJEBAŁAM SYNOWI FLAKI NA OBIAD!!!

Głupia matka!


Nigdy, ale to PRZENIGDY!!!! Jeżeli jesteś cycko-dajcą, czyli karmisz swoje dziecię piersią nigdy NEVER!!! Nie jedz zupy pt.: "FLAKI". Nosz głupia matka! Ja wciągnęłam (nosz taka głupia) i myślałam wczoraj wieczorem, że ogłuchnę do końca, a jak nie to się chyba sama ogłuszę bo nie mogłam już słuchać jak moje dziecko cierpi. Łaziłam po mieszkaniu jak nawiedzona. Tosiek na rękach góra-dół, i na boki i do przodu i do tyłu , Csiii Aaaaa śpij kochanie, łzy mi się samej do oczu pchają. Proszę P. żeby zerkną do internetu, czy to faktycznie możliwe, że to przez te przeklęte flaki. P. buszuje. PROSZĘ! ZUPY ZAKAZANE: NOSZ KURNA FLAKI!!! ale żeby tak wcześniej wpaść na ten pomysł??? NIE, pomyślałam, że tak nam dobrze idzie wprowadzanie nowych składników do diety, że WOW  ale szał no i GÓWNO!!!

Szybka akcja, ciepła kąpiel, masowanie brzuszka, aplikujemy BIOGAIA,  po raz setny przystawienie do cycka, rzygał już twarożkiem, ale tylko przy cycku nie płakał " niech się chociaż poprzytula" - myślę! Cały dzień moje Szczęście nie spało, zapłakane, spocone od tego płaczu w końcu zasypia o 21:30! 


Noc spokojnie. Chyba już lepiej...

Na przestrogę, pamiętajcie:

NEVER!!!!

piątek, 22 listopada 2013

MGŁA

Ależ mamy dzisiaj pogodę. Jest trochę sennie, ale dość ciepło jak na 22 listopada. Właściwie zgrzałam się ostro na spacerze i to spacer będzie dzisiaj gościem honorowym mojego posta. Wybraliśmy się jak każdego z resztą dnia na spacer. W porannej TV coś przebąkiwali, że na mazurach mgły sra ta ta ta do momentu jak nie wytarłam nocnego piachu z oczu i odsłoniłam zasłony w pokoju. ALE MLEKO! No nas raczej nic nie zniechęca jeśli chodzi o nasze wypady. Mały zjadł, przewijanko, ubieranko i jesteśmy gotowi:

Zajebiście dziewczęcki ten kombinezon, ale taki dostaliśmy w prezencie i taki nosimy! Trzeba dużo męskości, żeby tak uroczo wyglądać w różowych uszach i kokardach na stopach hihi Jak mu kiedyś pokażę to zdjęcie to mnie chyba zabije, ale wygląda słodko!

Wyczłapaliśmy się około 10:30. Żeby nie tachać wózka z drugiego piętra, który z resztą do najlżejszych nie należy, mój kochany P. codziennie rano jak wychodzi do pracy wózek znosi do garażu, a jak z pracy wraca wózek z garażu wnosi na górę. W ten sposób my się ubieramy, becikujemy i smarujemy do garażu bez zbędnych balastów. 

Mgła, mgła, mgła... teraz już trochę schodzi, ale specjalnie na tą okazję przygotowałam fotorelację z mglistego spaceru, bo wręcz powstrzymać się nie mogłam. Momentami mgła przyjmowała formę klaustrofobiczną. Była taaaaak gęsta, taaaaak biała, taaaaaak mglista, że szok. Nie była widać nic! Taki niesamowity klimat, że miałam wrażenie jakbyśmy spacerowali z Tośkiem o absurdalnej, blisko porannej godzinie. BO KTO TO SŁYSZAŁ ŻEBY TAKA MGŁA GOŚCIŁA PRAWIE W POŁUDNIE! 


Nasze piękne jezioro utonęło w tym białym szaleństwie. Nawet kaczki trzymały się brzegu. Bezpieczniej dzisiaj  było zdecydowanie na lądzie :) 

W taką pogodę raczej nic się nie chce. Na obiad na odwal zrobiłam makaron w sosie pomidorowym z mięsem mielonym, potocznie okrzykniętym spaghetti bolognese, aleee... mój makaron na pewno nie widział spaghetti a sos jest z torebki no może lekko podreperowany pomidorami z puszki. Wyszło meeegaaa pomidorowe. Dzisiaj tylko na tyle mnie stać. Wczoraj odwaliłam kopytka, to dzisiaj mogę chyba sobie odpuści nagrodę perfekcyjnej pani domu. Idę... położę się do mojej Kluseczki. Jeszcze urwę z godzinkę snu :)

Trzymajcie się!




wtorek, 19 listopada 2013

...

Jem, myślę, On śpi, P. w pracy...

Co jem?

Jak na kobietę z cycem na wierzchu przystało wciągam pulpety z piersi kurczaka z kukurydzą w sosie śmietanowym z koperkiem, marchewką i kluskami śląskimi wszystko oczywiście MADE IN KASIA :D Rosół się gotuje... będzie na jutro... może zrobię własny makaron. Przeczytawszy post Oli Fasoli też już nie mam pomysłów na żarcie. Ciągle kurczak, marchewka, kurczak, marchewka. W pewnym momencie myślałam, że mój Najdroższy nie ma żółtaczki tylko mu beta-karoten skoczył ! też miewam już tego dość i zaczynam poznawać na nowo smak kotleta mielonego... ostatnio nawet częściej wcinam nabiały.

O czym myślę?

O niczym konkretnym. Że już ciemno się robi...że się najadłam, że pranie trzeba wstawić, że moja mama zaraz przyjedzie, kiedy iść do ginekologa, a właśnie człowiek tak przez te dziewięć miesięcy latał jak łupi do doktora z ciągłym wrażeniem, że chyba jest się u niego CODZIENNIE. Szło się nawet przyzwyczaić i... nagle ulga. W końcu ginekolog to jak dentysta, ale skontrolować trzeba. Myślę też o mojej wielkiej, szyderczo dyndającej się dupie, a  przy udziale pewnych blogowych osobowości myślę o niej bardziej intensywniej, a może konkretniej. Kurna! Dieta matki z cycem na wierzchu jest naprawdę restrykcyjna- przynajmniej moja jest. ŻADNYCH KULINARNYCH WYPASÓW, które kipią zbędnymi kaloriami. Popierdzielam  z wózkiem jak szalona.  P. się nabija że w godzinę spaceru obpedałuje całe miasto. Co zrobić: ja robię wszystko szybko, Syn też odziedziczył po mnie tą przeklętą przypadłość, bo on je szybko (w efekcie krztusi się doprowadzając mnie o zawał serca!), szybko śpi czyli zdecydowanie za mało! szybko trzeba jeździć wózkiem... co to będzie jak stanie na nogi???? Dostanę zapewne oczopląsu chcąc za nim nadążyć! no albo ostatecznie nogi mi w dupę wejdą. Do setna? A MOJA DUPA DALEJ JEST WIELKA! Co prawda nie śmiałam się ważyć od porodu. Jest to związane z nieposiadaniem wagi łazienkowej- takie sobie znalazłam wytłumaczenie!

Eeeeeeh...

On śpi...

Jak wyżej. Śpi mało i szybko więc każda chwila ważna i bardzo roztropnie wykorzystana. 

P. w pracy

... ale zaraz wróci, więc wezmę się za obiad dla niego. Nie mam już sumienia katować narzuconym mi menu. Dzisiaj jednak musi się przemęczyć raz jeszcze i trzeci dzień walimy pulpety! 


sobota, 16 listopada 2013

Dyskusja...

Moi drodzy... dzisiejsza dyskusja z P. zmotywowała mnie, a wręcz stwierdziłam, że muszę zasięgnąć Waszych opinii, a mianowicie: ZWIERZĘTA!!! Tak, dyskusja dotyczyła zwierzaków wśród dzieciaków, przede wszystkim takich malutkich jak nasz Tosiek. P. oszalał na tym punkcie rozumiem jego obawy, ale do rzeczy. Moi rodzice posiadają zwierzaki: owczarka niemieckiego miśka totalnego FADO i kotkę MIŹKĘ! Chcemy się ruszyć na wioskę. Pierwszy raz z Antkiem przejechać się autem. Uznałam, że już czas, że jesteśmy wystarczająco wyrośnięci ale nie wiem... P. wzbudził we mnie jakieś wątpliwości, chociaż twierdzę, że nie ma musimy mieć obaw związanych ze zwierzakami, bo i pies i kotka są z reguły na zewnątrz. W wyjątkowych sytuacjach zostają wpuszczone żeby się poleloszyć, ale w czasie naszej wizyty nie będzie to miało raczej miejsca. P. obawia się jednak, że sam fakt że to zwierzaki, że Mały jest zaaaa mały, że za wcześnie, że zwierzęta przenoszą jakieś choroby itd.  No nie wiem... jak uważacie? Może sami posiadacie zwierzaki, jakie relacje mają one z Waszymi dziećmi? Czy muszę się obawiać wizyty z miesięcznym Maluchem jeżeli mimo tego że zwierzaki są to ich właściwie nie ma... Mam wrażenie, że jestem strasznie chaotyczna! Mam nadzieję, że puenta jest jednak zrozumiała. A nie chcę się z Antośkiem zamykać w domy. Pragnę pokazywać mu świat. Myślę, że swoje odsiedzieliśmy już w domu. Spacery też zrobiły się monotematyczne. Tosiek zaraz wyrośnie z fotelika, a jak widzicie szybko rośniemy!

OTWIERAM DEBATĘ! 

Czekam na Wasze opinie!

WALCIE DRZWIAMI I OKNAMI, a właściwie MONITORAMI!!!

Pozdrawiam K.

czwartek, 14 listopada 2013

5180g

AHA! Jutro wybije miesiąc! Jesteśmy po wizycie kontrolnej u pediatry. Śmieszna sprawa, bo Pani doktor sprawuję opiekę zdrowotną też nade mną w dodatku też od okresu noworodkowego. Trzymała za nas kciuki jak jeszcze byłam w ciąży, aż w końcu mogłam przedstawić naszego przystojniaka. Pierwsza sprawa: multum ludzi! Rety, nie wiem czy to było spowodowane długim weekendem, czy może raczej urlopem pani doktor, w każdym razie KOSMOS! Lekarz przyjmował od 12:30. My stawiliśmy się już trzy min. po 12, a już mieliśmy numerek 16! Za nami??? do numerka 28! Szaleństwo. Mam też za sobą pierwsze publiczne wywalenie cyca na wierch! Interesujące przeżycie...Wszystkie dzieci 2 lata i wzwyż z wielkim zaciekawieniem bacznie mi się przyglądały, a mamy komentowały " zobacz dzidzia pije mleczko". Czułam się jak małpa w zoo. BARDZO INTERESUJĄCE!  Było kilka kruszynek. Widać, że też kontrola poporodowa, ale... od razu rzuciło mi się w oczy, że albo te dzieciaczki są bardzoooooo malutkie, albo to my jesteśmy bardzooooo duzi! No nie mam wady wzroku, nie myliłam się. Ogólne oględziny, ogólne gratulacje od Pani doktor, zmiana pieluchy, bo żeśmy się obsrali po pachy i ważenie... zawsze czekam zniecierpliwiona na te biegające cyferki. Nagle wszystko się uspokoiło, a na ekranie pokazały się cztery cyferki 5 1 8 0!!! Brawo Synku! Przybieramy jak szaleni, ale muszę Wam powiedzieć, że tego po nim nie widać. Nie jest to taka standardowa fałdka, oponka, kluseczka... nie, nie! Antek chyba po tacie jest ciężko-kostny :) 
 No sami powiedzcie, czyż nie jestem uroczy??? Mam pultynki, ale tylko pultynki. 5kg może nie widać... ale CZUĆ! Kręgosłup mi się ugina!




Teraz pytania, pytania, PYTANIA do nominacji Libster Blog Award.

Hmm...

1. Moim największym marzeniem jest...
2. Najchętniej robię...
3.Nadużywam słowa...
4. Ulubione miejsce w domu?
5. Pies/ kot?
6. Jakiego bólu najbardziej nie lubisz?
7. Siły dodaje mi...
8. Wanna, czy prysznic?
9. Ulubiony drink?
10. Znienawidzona czynność domowa?
11. Twoje danie popisowe?


Kogo nominuję?

W oczekiwaniu na cud
Mama na karuzeli
9 months
Jagodowy Zakątek
Marny puch!
Niezwykłe życie
Dziennik (przyszłej) mamuśki
W oczekiwaniu
Racjonalnie czekam
COŚ NIEBIESKIEGO
Migdałowa Mama

Z niecierpliwością czekam na Wasze odpowiedzi :)


sobota, 9 listopada 2013

ZALEGŁOŚCI.

Hmm... porobiły mi się duże zaległości w blogowaniu i czytaniu i ogólnie mam wrażenie, że świat mi gdzieś ucieka, a ja stoję w miejscu z cyckiem na wierzchu! Okrutny czas: wizytacji, laktacji, powrotu do rzeczywistości. Koszmar cioć dobra rada i zapieprzający niemiłosiernie czas. 

Padam na ryj! P. też już padł! Nasze kochane przypuszczam, że już z 5kg Szczęścia mało śpi, dużo je.

Czcionkę już zmieniłam...Szkoda, bo ją lubiłam, ale rozumiem. Mój P. też już mnie ganiał, że zmień, że się czytać nie da, nie katuj ludzi bla bla bla... NO ROZUMIEM :D Tak więc nie gniewam, nie biję. ROZUMIEM! 

Z zaległości pozostała tylko nominacja do Libster Blog Award. Dziękujemy Beatce B.

PYTANIA i ODPOWIEDZI:
  1. Góry czy Mazury? MAZURY! W końcu mieszkam na Mazurach, więc nie może być inaczej!
  2. Ognisko czy grill? OGNISKO! MUSI SIĘ JARAĆ!
  3. Jaki jest dla Ciebie niezbędny w życiu gadżet? Chyba jednak telefon komórkowy.
  4. Pierwsza ugotowana w życiu potrawa? Rety... nie pamiętam. Od zawsze pomagałam mamie, od zawsze coś kuchciłam... naprawdę nie pamiętam!
  5. Kosmetyk z którym się nie rozstajesz? Podkład!
  6. Pierwsza robiona po przebudzeniu rzecz to...? SIKU!
  7. W domu preferujesz wygodę czy elegancję? WYGODA!
  8. Słodycz, któremu nie możesz się oprzeć? Dużo jest takich pyszności którym trudno się oprzeć, ale powiedzmy, że szarlotka mojej mamy!
  9. Czym jest dla Ciebie rodzina? Ciepło, troska, zrozumienie, wsparcie, MIŁOŚĆ!
  10. Czy wierzysz w przeznaczenie? Hmm... raczej nie.
  11. Jak wyobrażasz sobie siebie za 20 lat? Jako spełnioną kobietę, mamę może już babcie??? hihihi a szczerze, nie wybiegam myślami aż tak daleko.
Zasady nominacji zostały mi nakreślone. Potrzebuję troszkę czasu, na wymyślenie pytań dla nominowanych przeze mnie blogów. To w kolejnej wolnej chwili!

Teraz znikam spać, bo nasze Dziecię wstaje za 2h więc czas leci, a każdą okazję na drzemkę trzeba rozważnie wykorzystać, czyli? Kiedy dziecko śpi, nie zastanawiaj się i szoruj do wyra! 

Zzzzzz!

DOBRANOC!

poniedziałek, 28 października 2013

Hardcorowe początki rodzicielstwa!

Padam na twarz... 

PADAMY NA TWARZ!

Jutro Antkowi pukną dwa tygodnie. Dwa tygodnie. Tydzień w domku. Niekończąca się walka o laktację. Pierwsze, kulawe kroki pielęgnacyjne czyt. wieczorne kąpiele i ... KOLKI! FUCK! Ciągła łamigłówka, czy coś zeżarłam (w skrócie i właściwie wcinam tylko gotowanego kurczaka, zupki marchewkowe z kluseczkami), czemu go boli, jak mu pomóc. Suszarka, termofor, ciepłe okłady z pieluszki,  masaże brzuszka... układanie na brzuszku, właściwie tylko to przynosi mu ulgę. Teraz też właśnie śpi już drugą godzinę na brzuszku. Babcia ułożyła, wymruczała swoje CSIIIII przez 40 min. ale się udało. Ja jestem zajebiście obsrana! Co chwilę biegam do sypialni, zerkam czy ma drożne ujście nosowo-ustne. Czy pielucha tetrowa się gdzieś nie zawinęła. Czy kocyk się unosi! Chryste! Śpi, bąki puszcza, ale może macie jakieś jeszcze niekonwencjonalne metody na ten koszmarny stan. Jak ukoić Maluszkowe nerwy i ból????

 HELP! 

P. wrócił do pracy, na placu boju pozostała jeszcze moja mama, a za chwilę wpadnie wsparcie ze strony teściów. Zaczyna się też czas: " możemy wpaść, zobaczyć, podziwiać, gratulować?". to strasznie miłe, ale ja dopiero co ogarniam tą całą sytuację , my ogarniamy, bo wszystko jest dla nas nowe. Dla Małego też dużo tych nowości. Po 9 miesiącach w końcu się poznaliśmy. Ja wpatrzona w niego on we mnie. Ciągle na siebie zerkamy. Nasz Syn zmienia się każdego dnia. 

 Zdjęcie pt.: " OJ MAMO!!"


 A tu moja piękna Kluseczka. Troszkę odetchnęłam po ostatnim ważeniu, bo przybrał 160 g w ciągu 4 dni, więc walka o laktację zakończona SUKCESEM! Rośniemy! Matka ma pokarm!




wtorek, 22 października 2013

Witajcie w naszej bajce!

Tak szybko, tak krótko, tak po prostu... Istne szaleństwo!

Kilka konkretów z pamiętnego dnia:
- próba wywołania naturalnego porodu (cewnikowanie),
- wywołanie nie przyniosło zamierzonego efektu,
- USG
- rozpoznanie: DUŻY PŁÓD ( jak już wspomniał P. 4350g) - konieczna konsultacja!
- obchód, godz. 19:30 " Ma Pani wybór! Możemy dalej próbować wywołać poród naturalny, albo jutro rano wykonać cesarskie cięcie"
- tysiąc telefonów z pytaniem " CO MAM ZROBIĆ?"
- rozmowa z doktorkiem - On by nie ryzykował, Mały jest bardzo duży.
- godzina 20:30- decyzja: TNIEMY DOKTORZE!
- 5:30 odeszły mi wody.
- 8:00 zabierają mnie na blok
- 8:35 JESTEŚMY JUŻ RAZEM !!!


środa, 16 października 2013

JEST!

Witam, tu P.

Korzystając z okazji chciałem tylko ogłosić, że 15.10.2015r. o godz. 8:35 urodził się Antek:) Żona jest jeszcze w szpitalu, stąd pozwoliłem sobie poinformować zainteresowanych:) CUDOWNY JEST!





Więcej informacji ujawni moja kochana żona po powrocie do domu :D

Pzdr
P.

Fakt zapomniałem napisać jeszcze 2 istotnych informacji: Antek po urodzeniu ważył 4,350!:) Przystojniak nasz ma 58,5 cm :)

piątek, 11 października 2013

Piątek!

Ha! ha! HA !!! Udało się wywalczyć przełożenie szpitalnego wylegiwania na poniedziałek. Co prawda mała w tym moja zasługa, a wręcz żadna. Mama mojej przyjaciółki- to osoba odpowiedzialna za całe zamieszanie. Jest położną, co prawda na oddziale ginekologicznym, ale który w naszym szpitalu połączony jest z oddziałem położniczym. Udało jej się na dyżurze porozmawiać z moim lekarzem prowadzącym i zaproponowała rozwiązanie. Warunki? Muszę się stawiać dzisiaj, jutro i w niedzielę na poranne i wieczorne zapisy KTG. DLA MNIE OK! No chyba, że Antosiek zechce wysłuchać me błagania i postanowi się objawić światu. Jeżeli nie... będziemy biegać na KTG. Dzisiaj się lekko zestresowałam, bo po porannym zapisie, położne stwierdziły, że są jakieś "SPADKI" tętna i trzeba powtórzyć za 2 godziny. Komenda: iść się przejść wypić litra...wody niegazowanej i przyturlać się ponownie. Zhasana, spocona, zziajana wręcz, podłączyli mnie ponownie. Antoś się uspokoił, tym razem dał się posłuchać, w efekcie zapis idealny. Uff...

Dalej czekamy na Ciebie Synku!!!

czwartek, 10 października 2013

Jutro już piątek...

"Jutro już piątek" - To zdanie padło w komentarzu przy poprzednim poście. Idealny tytuł do dzisiejszego krzyku rozpaczy. Wrzucę tylko ziemniaki do ogórkowej...

Czekanie jest do dupy! To naprawdę nasila ten strach przed tym co nas czeka, co jest nam nieznane, co nas na pewno nieraz zaskoczy! Ciągle myślę, jak nie ciągle to przez 90% dnia, o tym czy wszystko będzie w porządku, czy dam radę (wiem, że nie ja jedna, ale...). Po nocach mi się śni, że rodzę, że nie rodzę, że cesarka... obłęd! Antosiek zwolnił tempo.  Tylko czka i się wyciąga. Wypycha swoje kopytka. Wiem, że to nie zależy ode mnie! Wiem, że to fizjologia! Jednak taaak bardzo pragnęłam zaskoczenia, a chciałam uniknąć leżenia w szpitalnym łóżku z kroplówą i czekać na to co jak już mówiłam przerażające jest! Pragnęłam zaskoczenia, 2:00 w nocy, mokro w gaciach, P. zaczęło się, jedziemy do szpitala itd. Moja Maminka mówi, że taki chyba los kobiet w naszej rodzinie. Ona biedna 26 lat temu leżała ze mną na patologii ciąży 2 tygodnie po terminie. Bez możliwości odwiedzin i jakiegokolwiek wsparcia, bo takie porąbane czasy były. To co??? Chyba dam radę... DAM RADĘ! Muszę dać radę...

Jutro już piątek. Doszlifuję torbę do szpitala, chociaż pewnie i tak o czymś zapomnę. P. dowiezie torbę dla Antosia w odpowiednim czasie, bo nie zmieściłam się w jedną :/ 

Jutro już piątek. Dzisiaj nawet pogoda jest do bani. Szaro, buro, byle jak! Dobrze, że niektóre drzewa są jeszcze zielone, a te co już nie, biją po oczach piękną paletą żółci, pomarańczy i brązu. 

HA! Jutro już piątek, a za chwil kilka  będzie nas TRÓJKA! Była dwójka, będzie trójka. Trzech muszkieterów! Już zawsze razem...

JUTRO JUŻ PIĄTEK- Nie wiem ile to potrwa, nie wiem czy uda złapać gdzieś internet (ten szpitalny, ma oszałamiający zasięg), więc do zobaczenia HEJ! 

Wsparcie potrzebne od zaraz ! ! !

wtorek, 8 października 2013

Pełna motywacja!

Pełna motywacja - dobrze powiedziane. Szkoda tylko, że to wszystko jest niezależne ode mnie. MAMY CZAS DO PIĄTKU! Mamy czas do piątku, zanim wpadniemy w szpony szpitalnego zamieszania i fantastycznych prób wywoławczych. Czemu? Dostaliśmy skierowanie do szpitala na piątek. NA PIĄTEK! Na sam weekend! Czemu nie na niedziele? Moje rozmowy z Synulkiem ograniczają się już tylko do " PROSZĘ!!!". Tłumaczenia, że jak tu fajnie na tym poza brzusznym świecie, że ile osób już czeka z tchem zapartym, że mama z tatą srają w gacie, ale się doczekać nie mogą, że BYLE DO PIĄTKU! że tata już jak na szpilkach wręcz bym powiedziała (ciągle w pełnej gotowości!). Niezbędne okazało się ustalenie sygnału alarmowego. Uzgodniliśmy, że jak sygnalizuje potrzebę kontaktu telefonicznego JEDNYM SYGNAŁEM- to bez szału, nic się nie dzieje. Takie ustalenie uznane za niezbędne po ostatniej akcji, kiedy to po puszczonym sygnale i oczekiwaniu aż P. oddzwoni, rozpętałam III wojnę światową " COOOO SIĘ DZIEJE!!!!???". Spokojnie poinformowawszy mojego Szanownego, Ukochanego, Przejętego, jak już wspomniałam wcześniej na szpilkach P. : " Uwierz mi Kochanie, że jak zacznę rodzić, to nie będę się bawić w jakieś SYGNAŁY, tylko będę napieprzać do Ciebie ile wlezie!".  Myślę, że go troszkę uspokoiłam.

Za chwil parę jestem umówiona na szlaku miejskich SH z osobą bliską mi i towarzyszącą, płci żeńskiej więc nie marudzącą jak P. ( bo on nigdy nic nie widzi i tylko się pałęta pod nogami), a jednak wsparcie się przyda, gdyż mój ruch pieszy już do płynnych NIE NALEŻY!

Ogólnie, chyba jestem już lekko... jakby to powiedzieć... przejęta? Mimo, że noce poszarpane przez przymusowe siusianie, to budzę się przed 5:00, w TV przerwa w transmisji, w głowie myśli się kłębią. ZA DUŻO MYŚLĘ! Przecież wiem, że musi być dobrze, że wszystko będzie w porządku. Nie wiem czy to czekanie. Czy to przez to czekanie i brak mojej cierpliwości?


 Nie znoszę czekać!

niedziela, 6 października 2013

5 października!

Hmm... minął pierwszy, najważniejszy, oczekiwany termin porodu! Słabo! Odbieram kilkanaście telefonów dziennie pt.: "JUŻ?" Nieeeeeeee! Jeszcze nie! Dzwonią rano, żeby wieczorem przedzwonić jeszcze raz, bo a nuż może do wieczora coś się wydarzyło! Moje samopoczucie? Ostro zniecierpliwiona!!! Ostro zmęczona!!! Robię km jak jakiś nawiedzony maratończyk. Chcę dobić targu z siłą grawitacji, ale nic, poza tym że nie mam już siły! Zmuszam się. Normalnie się zmuszam żeby pomachać nogami, rękami i schasać się nieziemsko.

5 października- sobota- standardowy scenariusz: Odwiedziny u moich rodziców, pyszny obiad, spacer po wiejskich wybojach z moją Maminką Rodzicielką, BUDYŃ ŚMIETANKOWY :D P. zaliczył wędkowanie z teściem. Akcji porodowej ciągle brak. Wieczorem postanowiłam, że zrobię drożdżowe bułeczki z twarożkiem. Jak wiadomo wszem i wobec ciasto drożdżowe potrzebuje czasu, którego z reguły mi brak, albo zwyczajnie nie chce mi się czekać (to częściej). Idziemy na spacer nr 2! Ciasto rośnie, my się szlajamy ciemnymi już ulicami naszego miasteczka. Zimne są już wieczory. Wracamy! Akcji porodowej BRAK! Nogi mi w dupę wchodzą, ale nieeee! NIC. 

P. ciasto wyrobił, P. ciasto rozwałkował, ja zrobiłam twarożek... Mam dziwne wrażenie/ poczucie, KTO JEST AUTOREM TYCH DROŻDŻOWYCH BUŁECZEK???


Zawsze z P. mamy problem z tym cholernym ciastem drożdżowym. Zawsze coś jest nie tak. Czemu te drożdżóweczki z cukierni są jak puch, a nasze... smaczne, ale to jednak trochę cięższy puch :P

Dzisiaj od rana P. zarządził sprzątanie! Hęęęę? Nie śpi od 7:00, mnie obudziło wstawiane mleko na gaz i wysypywane kulki czekoladowe do miseczki! TEŻ CHCĘ!!! Drąc się z sypialni, trochę jeszcze przez sen, ale TEŻ CHCĘ!!! I tak oto nie śpimy od 8:00. Niedziela, rano, piękna pogoda-  to przecież idealny czas na sprzątanie! A właściwie czemu nie.


Idę, legnę, może gdzieś pójdę, w każdym razie BĘDĘ CZEKAĆ! Ostatnimi czasy nic innego nie robię, tylko CZEKAM!

poniedziałek, 30 września 2013

No i masz ci los!

No i po godzinie ZERO! tzn. jak na razie! Moje nadzieje na przywitanie Naszego Szczęścia w terminie legły w gruzach wraz z dzisiejszą wizytą u Doktora... Czemu? Bo, po prostu, ponieważ, because!!! KURDE... jeszcze nie czas. Nasz Synulek wyleguje się jeszcze bardzo wysoko,  to czemu ja go czuję już tak nisko!!! No ale nie mam na to wpływu. Doktor powiedział, że w tym tygodniu RACZEJ nie powinno się nic wydarzyć. BUUU! Na nic moje prośby i błagania, nocne dyskusje, że może jednak by już zechciał się z nami przywitać- no nie zechce. Wiecie co jest w tym najgorsze...najgorsze w tym wszystkim jest to, że jest już bardzooooooooooo ciężko. Nie bez kozery wzięła się nazwa tego stanu błogosławionego- CIĄŻĄ, bo ciąży! Wiem, że to moje Szczęście najdroższe mi ciąży, ale już nie mam siły. Poważnie! Nocami to właściwie już nie sypiam. Wszystko mnie boli. WSZYSTKO! W nocy z soboty na niedzielę, to wręcz myślałam, że chyba się zaczęło. Plecy mnie tak rwały, a właściwie tylko lewa strona, do tego jakieś dziwaczne skurcze...kosmos. Przed czwartą nad ranem udało się usnąć na 2h, potem powtórka z rozrywki. Wraz z pierwszymi promykami słonka jak ręką odjął. Całe szczęście! Wracając do wątku głównego, czyli oddalającego się terminu porodu. Od Doktora usłyszałam tylko, że brzuszek jest naprawdę duży, że 4kg raczej gwarantowane, że zwolnienie dostałam do 21.10!!!! O_o???? 21???? października???? OOO NIE! Nie wytrzymam do 21 października!!! Mam nadzieje, że to mocno na wyrost. Jasny gwint! W dodatku cały czas jestem śpiąca, no wręcz nieprzytomna,cały czas głodna, potem znowu śpiąca. Jasny gwint! 21 października? Nie, nie, nie, nie, tą datę trzeba wymazać z głowy!

piątek, 27 września 2013

FRIDAY, FRIDAY, FRIDAY!

Dotrwaliśmy do piątku. Niby nie pracuje. Niby każdy dzień wygląda tak samo. Niby nic, ale tooo się czuje! Co prawda P. jutro pracuje, ale i tak lubię piątki. Każdy ma lepszy humor. Ludzie się uśmiechają. W dodatku się dzisiaj całkowicie i totalnie "zeszmaciłam" w moim ulubionym SH :D Wpadły w moje łapki:  kolejna chusta w miodowym kolorze, fantastyczny komin pięknie wypleciony z czarnej włóczki (będę pożyczać dla P.), spódnica H&M MAMA, longerek też H&M i też w miodowym kolorze, czapa dla Antośka...aaa to wszystko za jedyne 30 PLN! UWIELBIAM!

Wczoraj udało mi się ukończyć pluszowe literki, które zawisną nad łóżeczkiem Pierdziocha! 


A dzisiaj... byliśmy na kolejnej wizycie u położnej. KTG w porządku, relaks na kozetce i pogawędka o porodzie. Teoretycznie moi drodzy, to ja mam to obcykane, wykute na blachę! W praktyce... wiem że będzie zupełnie inaczej. ALE! Pozytywne nastawienie! POZYTYWNE NASTAWIENIE! Małemu też nie będzie łatwo i w sytuacji kryzysowej właśnie o tym będę myśleć! AHOOOOJ PRZYGODO! Położna kazała się nie nastawiać na szybszą akcję porodową, bo to tylko będzie pogłębiać frustrację pt.: NO KIEDY KIEDY KIEDY???  

Godzina ZERO- 5 października!  Zobaczymy!

poniedziałek, 23 września 2013

Eeeeh

Dzisiaj jest ten dzień. Fajny, słoneczny, nawet ciepły, piękny, jesienny, a ja mam dość! Dupa boli, nogi bolą, plecy trochę też! P. wróci później, ja się dzisiaj nie wyspałam, tzn wcześnie wstałam, potem zasnęłam. Męczyły mnie dzisiaj jakieś obłędne sny szalone! Że zabierają mi syna! KOSZMAR!!!! To chyba już wyłania się napięcie związane z tym czekaniem, z tym lękiem czy wszystko się uda, czy podołam, czy zrobię wszystko, żeby niczego mu nie brakowało... no nie wiem! Sama nie wiem. JEZU POWIEDZCIE, ŻE TO NORMA!

 Wyszperałam na fb, fantastyczne grafiki: https://www.facebook.com/to.lalki?fref=ts


Cudownie przedstawiają mój dzisiejszy stan! Piję tą herbatę z liści malin- OBRZYDLIWA! W dzbanku osad, w kubku osad, na zębach OSAD!!! Oby zdziałała cuda i uczyniła mój poród błahym pierdem! Chociaż nastawiona jestem mocno sceptycznie!

Pogoda jest cudna, byłam nawet poruszać bioderkami na tych naszych dziurawych chodnikach. Mimo ładnej pogody, która tak naprawdę zaszczyciła nas swoją obecnością dopiero dzisiaj, to jest chłodno. 12 dni do względnie wytyczonego terminu porodu, a ja nie mam już co na siebie wkładać. Warstwami wciągam na siebie kolejne swetry, chusty, kominy i... baleriny BUHAHA! Basta! Stwierdziłam, że muszę dzisiaj kupić buty, bo chora nie chcę być, a świecenie gołymi pyrkami tylko do tego prowadzi.

TAAA DAAAM! 

Ogarniający mnie smutek na widok obcasów, za którymi wcale nie przepadam, ale ciąża wzbudza pragnienia posiadania czegoś czego mieć/ nosić nie możesz! Plusy zakupionych buciorów: płaskie, za kostkę, nie za drogie. Minusy? SZNUROWANE!!! Ale P. pomoże! 

Miłego!

środa, 18 września 2013

CHWALIPIĘTA!

Całymi dniami nie robić nic, a jednak cały czas coś. Nie znoszę siedzieć bezczynnie! Lubię robić coś. Wykańcza mnie to nieróbstwo, a na tym etapie ciąży już raczej nie poszaleje. Po wciągnięciu śniadania stwierdziłam, że NO NIE ! idę! pełzam! turlam się na miacho! Obiecałam w końcu babci, (mojego cudownego twórcy przepięknych rzeczy robionych na drutach), że kupię włóczkę, z której ma powstać czapa oczywiście dla Antośka. Jak to bywa na mieście, witryny sklepów krzyczą i wyją, ostro zachęcają. W portfelu ECHOOOO ECHOOOO! ale...  SecondHand'u nie odpuszczę. Nie umiem, nie potrafię, zawsze coś mi wpadnie. Tym razem nie było inaczej. Różnica jest tylko taka, że w ostatnich miesiącach moja szmaciana uwaga skupiona jest na "dziale" dziecięcym. 

I tak oto, za jedyne 5 PLN!!! za PIĄTAKA!!! wyszarpane portale dla Synuśka. P. zakazał mi już sprowadzania szmatek w rozmiarach 1-3M (faktycznie mamy już tego sporo), dlatego spodenki są na 4-6M : )
Moje tempo w jakim się obecnie przemieszczam, jest prawie równe ZERU, dlatego dzisiejsze wychodne przeciągnęło się do 13:00. P. wraca po 16:00. Szybka analiza i nasuwające się wnioski: BIERZ SIĘ ZA OBIAD! aaaaa, że zupę mieliśmy z wczoraj, kotlety na patelnię, ziemniaki obrałam i jak to zwykle ze mną bywa- ekspresowo obiad miałam gotowy (przynajmniej w kuchni poruszam się jeszcze w miarę prężnie). Poczytałam co tam u Was. Natchniona http://mamanakaruzeli.blogspot.com/2013/09/jabka-zapiekane-z-musli.html?showComment=1378734611582#c2755654020523605624  zapragnęłam posiadać takie cudo w swoim piekarniku. Tyle, że moja wersja chyba trochę uboższa. Szybkie ciasto kruche, jabłka z cukrem i cynamonem, do pieca i wioooo! 


P. zadowolony! Wpadła moja Matula, też się załapała, kręcąc trochę nosem na cynamon, za którym nie przepada. Śmietanka, Ineczka i jesteśmy w niebie!

Na koniec przechwalanki: dołączyły do nas dwa kolejne wytwory mojej wyobraźni. Coraz bardziej podoba mi się ta zabawa!




Już mnie muli. Pragnę snu, więc lecę. Dobrej nocy! HEJ!

wtorek, 17 września 2013

37


37, 37, 37, 37 TYDZIEŃ!
Młody chyba ostro ładuje się w kanał rodny, bo nawet przy najkrótszej przebieżce czuję dość nieprzyjemny ucisk w dole brzucha. W ogóle Nasz wariat (kawał chłopa), kręcący się niemiłosiernie przewala mi narządy. Mamy już wszystko. Jedna rzecz mi zaprząta głowę. DEZYNFEKCJA KIKUTA PĘPOWINOWEGO! Poważnie, nie mam zielonego pojęcia co stosować.

- Octenisept??? Zalecany w szpitalu, drogi, podobno bardzo długo trzeba go stosować, zanim kikutek odpadnie.
- Gencjana ( pioktanina) ??? Pielęgnowanie kikuta pępowiny barwiącym na fioletowo roztworem to już zamierzchła historia położnictwa. Działa bakteriobójczo, szybko wysusza, ale pod fioletowym zabarwieniem nie widać zmian zakaźnych i obrzęków.
- Spirytus  70% ???  Ma działanie antybakteryjne, ale alkohol drażni skórę malca, może też być toksyczny. Wokół traktowanego nim pępka pojawia się zaczerwienienie, co uniemożliwia rozpoznanie ewentualnej infekcji.
-  Woda z mydłem ??? To coraz powszechniej stosowany na oddziałach noworodkowych i coraz częściej zalecany rodzicom środek pielęgnacji pępuszka noworodka. Przegotowana woda z mydłem ma działanie odkażające, a jednocześnie nie wysusza i nie zmienia środowiska wokół kikuta.  Sposób zgodny z najnowszymi wytycznymi Nadzoru Krajowego w dziedzinie neonatologii.

CO WY NA TO???


poniedziałek, 16 września 2013

HOME SWEET HOME!

Jak dobrze... jak dobrze, być w domu. Piątek 13-stego okazał się być farciarskim dniem! Wypis ze szpitala, co nie było do końca tak pewne. Do ostatniej chwili czekałam na wynik TSH. Ciche modły, żeby nie zostawili nas na weekend - WYSŁUCHANE! Cztery dni na oddziale położniczym, konsultacja kardiologiczna, dwa razy dziennie zapisy KTG, cztery razy dziennie sprawdzane tętno- moje tętno ( może lekko podwyższone, ale w ogólnym mniemaniu w normie), ohydne szpitalne śniadania, obiady, kolacje, rano i na wieczór różowa pigułka (Fe- wykluła się jakaś anemia),  no i NUDA!  Całe szczęście, że to jedyny oddział szpitalny, który mimo że przesiąknięty  bólami partymi, ciągłymi skurczami, krzykami ostatecznie kojarzy się tylko z WIELKĄ MIŁOŚCIĄ I RADOŚCIĄ.  Cierpienie towarzyszące każdej kobiecie na porodówce jest naprawdę przerażające. Wszystko co wydawało się irracjonalne nabiera bardzoooo REALNEGO sensu! Płaczące małe skrzaty budzą przerażenie, ale i ścisk w żołądku, tęsknotę i zniecierpliwienie kiedy to wezmę na ręce swoje, moje, NASZE Maleństwo.

Stwierdzono:" (...) Niedokrwistość. W stanie ogólnym dobrym, bez dolegliwości, z ciążą zachowaną pacjentka wypisana do domu."

Zalecenia: " Karta ruchów płodu, kontrola  w wyznaczonym terminie, oszczędny tryb życia." 

W efekcie,  jestem w domku, łykam w dalszym ciągu żelazo, prowadzę kartę ruchów płodu co akurat doprowadza mnie do szewskiej pasji. Antoś w ciągu godziny potrafi natrzaskać do 45 ruchów!!! Siedzę i liczę, liczę i siedzę!

Wraz z powrotem do domu, same dobre wiadomości. Podochodziły wszelkie zamówione paczuszki. Dotarły pieluszki tetrowe ( u nas w mieście jest niezła przebitka - 3zł za sztukę to lekkie przegięcie!), arkusze filcowe- 15 kolorów. Postanowiłam stworzyć dla naszego Synka własną, jedyną w swoim rodzaju kolekcję zabawek.


Tworzę zatem :) Dwa potworki już są. Będą tworzyły elementy dekoracji łóżeczka, a właściwie karuzeli (P. musi coś skonstruować, coś na czym będzie można powiesić całą ferajnę). 

Przyszła też najważniejsza przesyłka. Dotarł do nas w końcu wózek dla Naszego Driver'a. Pełna obaw, bo zamówiliśmy z P. wózek używany 3 w 1. Wiadomo jak to jest. Internet, zdjęcia, jedna niewiadoma. Tym bardziej, że byliśmy zmuszeni przeprowadzić transakcję poza aukcją na allegro. Sprzedający uparł się na przelew pieniędzy na konto, paczka wysłana, ale czego możemy się spodziewać dalej nie wiadomo! Uprzejmy kurier wtachał ten GIGANTYCZNY karton na drugie piętro, myślałam że go uściskam. Przez telefon upierał się, że sam nie da rady, że nie ma go jak chwycić itd. Ubłagałam, wyskomlałam, brzuch wypięłam- NIE MIAŁ WYJŚCIA! 

JEST! Piękny, cudowny, wspaniały, uroczy. Dosłownie nówka nieśmigany! FANTASTYCZNY!


Jedynie co mnie zaskoczyło, to kolor. Na zdjęciach wyglądał na śliwkę, bakłażan, no fiolet w każdym bądź razie. AKUKU! Jest brązowy! Piękna czekolada! Cudo!

poniedziałek, 9 września 2013

Idziemy do szpitala!

FUCK!

Rutynowa wizyta u lekarza! Miało być tak przewidywalnie! Fakt, miałam trochę więcej pytań. Pamiętać o zwolnieniu (bo mi się dzisiaj kończy), przypomnieć o paciorkowcu (żeby pobrać), czy muszę wcześniej zgłosić, że P. się jednak zdecydował towarzyszyć mi przy porodzie, no i że tętno mam podobno za wysokie w stosunku do ciśnienia! Tak zauważyła położna ostatnio na spotkaniu  i o to właśnie tętno się rozchodzi!!! Niby ok, za chwile jednak nie, no rzeczywiście za wysokie "to co...dzisiaj się kładziemy, czy chce skierowanie na jutro?" NA JUTRO ? KŁADZIEMY, ŻE NIBY CO? ŻE NIBY GDZIE??? "No do szpitala."  HĘ?!?!?!?!?! Miało być tak przewidywalnie! Mówię, pytam, czy konieczne, czy Pan doktor żartuje (on tak lubi, wyjeżdżać ze szpitalem, że trzeba położyć itd. żeby mi ciśnienie podnieść, a potem :"żartowałem!"). No nie tym razem: "Moja droga, Ty zaraz możesz mi tu urodzić, a Ty się pytasz czy ja poważnie?" 

BUUU! Tachykardia??? Chyba takie pojęcie panuje na wręczonym mi skierowaniu do szpitala. Musimy sprawdzić, czy moje serducho w razie czego udźwignie naturalne przywitanie Antosia na tym naszym świecie! Czy może jednak nie... a wtedy spełnią się wszelkie me koszmary o cesarskim cięciu.

Kurcze... torbę już spakowałam. Teraz muszę z niej wypakować część rzeczy. Przerzucić do mniejszej ( o kurde gulasz mi się pali!!! ). Ale Pani Iza (położna która zawsze mnie waży i mierzy i słucha przed badaniem) mnie pocieszyła, że może szybciej dołączę do nich na zajęcia z ZUMBY! No faktycznie, coś w tym jest, o ile nie będą mi kazali leżeć w szpitalu do rozwiązania Pffffuu Pfuuuu. To będzie moja nowa modlitwa, a właściwie muszę zmodyfikować dotychczasową : do zdrowia Syneczka muszę dorzucić szybki powrót do domu!

Ratunku!


piątek, 6 września 2013

Jeszcze się toczymy!

Ja do komputera, a u Antka III faza aktywności. 3kg Szczęścia - to już bardzo wyczuwalne 3 kg Szczęścia. Ja wiem, że tam w środku robi się ciasno, że wyprostowanie nóżki, włożenie rączki do buzi, to nie jest już takie proste, tyle że matka czuje każdy swój narząd.

PAUZA... 

Musiałam rozchodzić zgnieciony pęcherz i Jego pupę pod moim żebrem. 

Po dniach spędzonych mniej lub bardziej aktywnie, w mieście... noooo GOOOOL, no k***a! Dobrze!!! - mecz leci :) tak więc po dniach spędzonych mniej lub bardziej aktywnie, a to w mieście na spacerze, buszując w SH, albo w towarzystwie TV, spragniona jestem obecności mojego P., rozmowy (monologi prowadzone w ciągu dnia z Antkiem się nie liczą).

PAUZA...

Oszaleje! Co się dzisiaj dzieje? Co go dzisiaj ugryzło? Może wyjątkowo podszedł mu pasztet na kolację :)

Stęskniona za P. , spragniona tlenu, nie zastanawiając się długo - udaliśmy się na spacer. Staram się codziennie gdzieś wytoczyć, potoczyć, pooddychać.




 



Czyż nie piękne to nasze jezioro?