Sobota... ah sobota! Wyczekany czas. Wypad pełen wrażeń. Wyjazd z poślizgiem, bo moi Panowie posnęli. P. miał nockę więc po konsumpcji śniadanio-obiadu legł bez słowa. Synu po cycku podążył śladem ojca iiii tak mieliśmy wyjechać o 13:00 wyjechaliśmy o 13:30. Mało tego. Stacja benzynowa, potem zapomnieliśmy stelaża wózkowego do którego będziemy mogli przymocować fotelik w galerii. Ostatecznie wyjechaliśmy około 14:00. Byłam zła, bo wiedziałam, żeby wyjechać wcześniej, że teraz jest Mały, więc wszystko dłużej schodzi i wymaga większej organizacji, ale NIE! o 16:00 zaczynały się warsztaty szycia. No nic. W pierwszej kolejności wpadliśmy do centrum handlowego, bo tak się fachowo nazywa to miejsce. Mimo obsuwy nie mogłam odpuścić, chociaż wiedziałam, że to będzie gonitwa z czasem. No po tym ciągłym lataniu po lumpach zamarzyły mi się sieciówki! Nawet nie chodziło mi o jakieś szmatki dla siebie. Chciałam kupić co Tosieńkowi. HA! Znalezienie miejsca parkingowego po 15 minutowym jeżdżeniu po poziomie -1 udało się wylukać jakieś jedno pomiędzy betonowym słupem a drugim autem.
" Nieeee no nie wyjdziemy" myślę. P. NIE WYJDZIEMY!
"Spróbujemy"
OK.
Najpierw P. przez właściwie SZPARĘ w drzwiach, potem fotelik z Tośkiem za nim ja. Chciałam nadmienić, że mamy auto trzydrzwiowe(NIGDY WIĘCEJ!!!). Potem stelaż. P. jednym ruchem rozkłada maszynę. Wkłada fotelik. K***A! "Mała nie wzięliśmy tego metalowego gówna do którego mocuje się ten fotelik. NO BOSKO! Teraz będziemy nosić nasze nooo jakby nie patrzeć już ciężkie Szczęście w ręku. Po galerii...w ręku...tak go wytrzęsie, że dopiero nam pokaże co to znaczy ulewanie. Z wykrzywioną gębą wyłoniliśmy się z parkingu. NIE NO- myślę- wybrała się wioska do miasta! MASAKRA! Minęła mi chęć na wszystko. Oj P. się oberwało zwyczajowo. Nagle jasność! "Wiem gdzie jest to metalowe gówno!"
GDZIEEEEE?
"w bagażniku"
Jak ja byłam mu wdzięczna, że to metalowe coś tam było, że to znalazł, że przyniósł, że zamontował, że ze mną wytrzymuje, mój rycerz w zbroi złotej, mój osobisty NERVOMIX CONTROL.Rozebrałam Antka, zaliczyłam WC po podróży to zrobiła się 15:00. Czasu mało. Ukojona, wyruszyłam do punktów niezbędnych. Cel pal i mamy piękny pomarańczowy kardigan, białe dadasy i grzechotkę z uszami. Na zakupy dla nas tym razem czasu brakło. 15:40 panicznie zbieramy się do pakowania do naszego trzydrzwiowej rakiety. Już mam dosyć, a trzeba jeszcze znaleźć Żołnierską 45. Bez nawigacji. "To może skręcę w prawo" A JEDŹ. Jakoś dojedziemy. Wybija 16:00, a my w czarnej dupie. P. nie wytrzymał " zapytam taksówkarza". Okazało się, że kręciliśmy się cały czas wokół Żołnierskiej 45. STANDARD! Mały się oczywiście drze bo już głodny. A myślałam, że to będzie takie proste i przyjemne. Grunt to organizacja. Zrobiłam kanapki, wzięłam jabłka i banany (zostały w samochodzie kiedy my udaliśmy się na warsztaty). Do sedna. Warsztaty. Wpadliśmy spóźnieni. NIENAWIDZĘ SIĘ SPÓŹNIAĆ. W natłoku myśli i potu siurkiem lecącego mi po plecach nawet nie przeprosiłam, że się spóźniliśmy. KLAUDYNA! SORRY! Mało tego dziewczyny już wystartowały a ja jeszcze muszę nakarmić moją głodną Mordeczkę :* Dobrze, że na starcie była teoria, która nie jest mi aż tak obca. Specem nie jestem, ale bębenek i stopkę znam. Jak tylko odkleiłam Tośka od cycka. Sru do taty aaaa ja do maszyny. Oczywiście zdjęć nie mam, bo przecież zapomniałam aparatu, ale pozwolę sobie udostępnić relację naszego BOSSA: http://www.tulanki.pl/2014/02/relacja-z-pierwszych-warsztatow-szycia.html
Było cudownie! Polecam każdemu. Fantastyczna atmosfera. Super sprzęt. Ta moja maszyna to hmm... babci jestem wdzięczna za tego PRL-owego cudaka, no ale zbieram na nową :) Szefowa zadbała o materiały, ciacho i herbatkę. Co robiliśmy?
EKO torba na zakupy z własną aplikacją. Prezentacja poniżej:
Oraz Królika Tulankę. Co prawda na warsztatach udało mi się tylko wypchać dziada, ale w domowych pieleszach doszlifowuje napoczęte dzieło. W planach są jeszcze oldschool'owe trampki koloru czerwonego. Tosiek i Królik bardzo się polubili.
Czas zleciał jak szalony. Tosiek był cudownie grzeczny jak zwykle. FANTASTYCZNIE!
Zainspirowana weekendowym szyciem ukręciłam też coś nowego. Organizer na Tośkowe łóżeczko. Z lumpeksowej zasłony IKEA. Pocięłam, poszyłam, NASZYŁAM, dziurki, guziki i jest! Na smoczki, gruszkę do nosa, pieluszkę i zabawki oczywiście.
Poza tymi szaleństwami krawieckimi... piekę! za sprawą nowej silikonowej formy na muffiny. Prawie z marszu ukręciłam jogurtowo-bananowe cudeńka.
I na koniec tych moich dzisiejszych wypocin Tosiek nasz ukochany! Mądrzejszy każdego dnia. Żyjący w poczuciu, że cycek to jego własność i ma do niego wyłączne prawo. Tosiek też niestety zlokalizował już bardzooo dokładnie swojego kciuka i wciska go zawsze i wszędzie i przez wszystko. Wciskanie gryzaków w zastępie, które mają jakiekolwiek luki przez które przejdzie KCIUK, właśnie przez nie przechodzi i ostatecznie to nie gryzak lecza właśnie kciuk lądu w Antkowej jamie ustnej. Ale jest cudowny. Mówiłam Wam, że jest cudowny? JEST CUDOWNY! Czasami myślę, że tą punk'ową fryzurkę powstałą z wytarcia włosków zawdzięcza właśnie mojemu ciągłemu całowaniu go w łepetynkę. Uwielbiam go ściskać i całować. Może dostał uczulenia na moją ślinę :P Ciągle ma otwartą buzię przez którą ciągle wystaje języczek. Wrzucam moją Mordeczkę po spacerze i przy brzuszkowych wygibańcach.
KOCHAM!
Ha, ha, ha jakbym o sobie czytała z organizacją, a jak nie gra to wściekła. Szyj, szyj Babo!
OdpowiedzUsuńSuper! :)
OdpowiedzUsuńA tam spóźnienie. ;) My do tego DK mamy przez ulicę a też się spóźniliśmy. ;)
a Tosiek cud, miód, orzeszki (w karmelu! :D)
PS: otwierając bloga z Chrome wyskakuje mi ostrzeżenie o złośliwym oprogramowaniu.
a co to znaczy? :/
UsuńŻe jak wchodzę z chromy, to blokuje mi bloga.
UsuńMoja droga musze przyznać, że chyba masz większe adhd ode mnie :). Wspaniałe rzeczy tworzysz, a ten post to dosłownie aż "tryska" energią i zarażasz na maksa, zarażasz energią !!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
dzięki Jagódka!
Usuń