Randki z położną środowiskową wiążą się z pokonaniem dość sporego dystansu, zanim dotrę w umówione miejsce spotkania. Spacery są fajne...jednak niekoniecznie pod koniec ósmego miesiąca ciąży! Zhasana, jakimś mniejszym, bądź większym cudem doczłapałam się do przychodni. Ta góra pod którą muszę wleźć jest naprawdę OGROMNA! Jakby tego było mało, gabinet położnej mieści się na pięterku. Rzuciłam błagalne spojrzenie w stronę schodów i ... READY STEADY GO!
"Dzień dobry!" "Dzień dobry!" "Jak tam jak tam?" Jak się nie legnę na kozetkę i szybciusieńko jestem gotowa do KTG :) Rety jak ja lubię randki z położną, a jeszcze bardziej lubię jej kozetkę! Trochę żeluuu i zaczyna się pogoń za Smrodem! Lewo, prawo, góra, dół. Już mam cały brzuch ubabrany w żeluu! ( 15 min. później ) "OOO MAMY GO!" - okrzyk radości lekko już sfrustrowanej położnej. Cóż ja mogę! Moja mama ciągle mi powtarza: " Nie ma co się dziwić, po tak narwanej matce to było do przewidzenia!". No i dobrze!
Leżę, więc na tej kozetce. Położna produkuję się na temat połogu. Skupić się nie mogę, wyłapuję co drugie słowo, bo w brzuchu ISTNE GWIEZDNE WOJNY! Nie nadążałam klikać tym klikaczem! Tutaj klikać, tu serduszko- rety co tak szybciutko mu bije o już lepiej, znowu coś piszczy, żeby za chwilę się uspokoiło. Czuję, że myślami jestem już w brzuchu i obserwuję swojego Potworka! "Ma pani jakieś pytania?" YYYYY ! " Nie, chyba wszystko jest jasne!". Rety dobrze, że jestem już po szkole rodzenia, bo trochę wstyd. Połóg, to w końcu ważna sprawa! Nawet się nie spostrzegłam, a już po randkowaniu. Ciśnienie, puls przyspieszony (jakby w ósmym miesiącu wleźć pod taką górę to każdy miałby puls przyspieszony!), termin kolejnego spotkania i po wszystkim. Raduje mnie myśl: TERAZ BĘDĘ MIAŁA Z GÓRKI! :)
Pora na obiado. Zupa już jest, miesiwa mam dość! Postanowiłam, że dzisiaj zrobię racuszki z jabłkami:
Jami! Smacznych obiadów Wam życzę!