blog o ciąży

blog o ciąży

niedziela, 30 marca 2014

Sezon.

Otóż. 

CZAS NA KIEŁBASĘ!

Jak bum cyk cyk. Nigdy chyba jeszcze nie otwieraliśmy sezonu grillowego w marcu, tym bardziej, że rok temu to u nas jeszcze tony śniegu leżały. A to niespodzianka. Miłe 15-17 st. C w słoneczku może nawet... zaszaleje... 20? No milutko, milutko. Zatem. Pogoda sprzyja wiosennej aktywności. Weekend u moich rodziców, którzy wiją swoje gniazdo w wyjątkowo urokliwej wsi (http://www.dzialkikiersztanowo.pl). Wybaczcie prywatę, ale MOŻE, GDYBY, ALBO KOMUŚ, COŚ, NO JAKBY to zapraszamy serdecznie. Wracając do naszego przecudownego weekendu. Toś od dawien dawna, a właściwie jeszcze nigdy tyle czasu nie spędził na świeżym powietrzu. Do domu wchodziliśmy tylko na karmienie. Spał jak susełek. Na naszego psa ciągle wołam UUUU UUUU! Fado (tak wabi się nasza bestia) pierwszy raz mógł taaak blisko bytować z Tośkiem. Jak tylko zapłakał w wózku, on był pierwszy. Myliły go tylko Tośkowe piski, które przypominały mu jego zabawki. Fado chętnie by Tośka po podrzucał, ale nie dali się pobawić. Także Toś w wózku, my zaś aktywnie. Kopanie, wsadzanie, użyźnianie, nawożenie, grabienie... aaaaa jest tego od cholery. Że mi się bąble na łapach nie porobiły- CUD! Ogólnie fantastycznie! Uwielbiam takie dni. Słońce praży, ale tak inteligentnie, wiosennie, z miłym ciepłym wiaterkiem, a nie bezczelnie, parząco jak to bywa latem. Brrr. Nienawidzę się pocić- stąd moja awersja do tych letnich upałów. WRÓĆ! Zważyliśmy się dzisiaj z Tośkiem. Gdyż w wraz z zastojem wizytacji pediatrycznych, lekko straciliśmy rachubę co i jak w tym temacie. Ważenie nastąpiło na wadze łazienkowej, wiecie najpierw ja, potem z Nim, szybki rachunek w pamięci, wynik obarczony błędem, bo ja w ubraniu (to ważne hihi!) on w ubraniu i z pampersem notabene słusznej wagi, bo przed zmianą (to ważne), ale NIE NIE NIEeee. Moją wagę jeszcze przemilczymy. Ważny jest wynik. Różnica. 9 kg!!! Wiedziałam. No wiedziałam! Nie mieści się już w foteliku. Wiedziałam! Jeszcze kilko i żegnacie oszczędności!

Także nasze niedzielne grillowanie:



PS.
Uno!  MUSZĘ GARBA WYELIMINOWAĆ! Dramat!
Due! Byłam u fryzjera. Pojechałyśmy z Adą (moja ścinająca) po całości, ale cooo tam. Raz się żyje.
Tre! Mążu właśnie zrobił przezajefantastyczną kolację także yyy do mojej wagi nieprędko, ale jeszcze wrócimy.

HEJ!

piątek, 28 marca 2014

Rz... jak rzyganie!

Właściwie ulewanie, ale mnie martwi powiem Wam. Bo Toś mający 5,5 miesiąca już, w dalszym ciągu ulewa po moim mleku. Dlaczego po moim. Wspominałam, że wprowadziliśmy mu butlę na dobranoc, na lepszy/dłuższy sen i po mm nie ulewa. Odbije mu się ładnie, elegancko i spokój. I to po 180 ml! Z cycka wątpię, żeby za jednym razem tyle ściągnął, a jak go odstawię to z odbiciem mam całą bluzkę do pasa plus skarpetki zarzygane! I nie wiem, czy się martwić, czy to coś znaczy? Zawsze ulewał. Malutki to może ulewać. Niedojrzałe to , niedojrzałe tamto . OK! Ale chyba mu już coś tam dojrzało, nie? I to nie to że uleje tylko przy odbeknięciu. Potrafi nawet godzinę, półtora po jedzeniu jeszcze cofkę urządzić. Martwię się, bo odkąd zakumplował się z Tomme Tippee i z ma radości z łatwości konsumowania, to ja bacznie obserwuję, wyłapuję i coś mi śmierdzi. Macie jakieś doświadczenie z tego typu problemem? Waham się! Czy Tośka pod pachę i do lekarza, czy dać na wstrzymanie.

Dylemat rodzica na wieki wieków Amen.

W końcu się udało!




wtorek, 25 marca 2014

ooooch!

Ja ja mam czasami dość! Moje dziecko NIE ŚPI! Tzn. śpi, ale MARNIE! Było już dobrze budził mnie raz no max. dwa razy w nocy, a teraz go coś pogrzało i wracamy do koszmarnych początków, czyt. wstaje cztery razy!!! PADAM NA RYJ! Wnioski: mój Toś nie ma czasu również na spanie w ciągu dnia, booo przecież tyle atrakcji, matka się fajnie ze mną bawi, to po co! No po co? ŻEBYM MOGŁA NA DUPIE CHOCIAŻ NA CHWILĘ USIĄŚĆ?! No może. W związku z licznymi atrakcjami dziennymi, kąpiel, cyc i SRU! Toś też pada na twarz dosłownie. TWARZĄ W CYC. Nie najada się Gówniarzerka! Pogodziłam się zatem z butelką. Zaprzyjaźniamy się. Próbuje mnie ugłaskać. To nic złego. No taka porypana jestem. Idiotyczne poczucie  ONLY CYC! BEZEDURA. Na czym polega terapia? Nooo postanowiliśmy wprowadzić Tośkowi butlę po kąpieli, ale nie tam że samo mleko, kaszki mu dosypuje. Szybciej leci, bardziej nasyci, DŁUŻEJ POŚPI??? Nie! godzina 20:00 zasypia. Nażarnięty, aż się spoci hihi, odbeknięty... ŚPI! o 23:00 nooo czasami o 0:00 Meee, Łeee, Maaaaamiiii (nie wiem czy to możliwe, tak mi się wydaje mało tego TAK SŁYSZĘ buhaha) I wstaje. Cyc. Tulanko. Całowanko. Odkładam. Śpi kolejne 2h. I DAWAJ! No oszaleje. Nic nie działa. Zmieniłam taktykę. Kaszka przed kąpielą... booo po kąpieli nooo to już nie ma czasu na machanie łyżeczką. Po kąpieli MUSI SIĘ LAĆ! W innym wypadku ryk niemiłosierny. WiĘc! Kaszka przed kąpielą, kąpanie, CYC. No myślę napęcznieje mu w tym brzuszku na bank! Będzie spał! JASNE! Dzisiaj w geście desperacji przeglądam internet:
- za gorąco
- za chłodno
- niewygodnie
- coś ciśnie, coś drapie
- zęby
- się boi się lęka

NO NIE WIEM!

 W sypialni temperatura panuje idealna. Nawilżacze sracze. Za zimno? No ja śpię w gaciach i jest GIT. No ale Toś w bodziakach, bez zbędnych grubych śpiochów... no nie! to nie to. Nie wygodnie? OOOO już P. jest specjalistą" nie za ciasno, nie za mocno" No najlepiej niech mu z dupy spada! Szczerze wątpię. Zęby? ale budzi się bez wielkiego ryku. Coś na dole widać, ale palcem nie wyczuwam jeszcze. Dr. ostatnio przemówiła i rzekła, że do zębów jeszcze Hooo Hooo. No to czekamy. Z lękaniem to w ogóle niewypał, bo łóżeczko, a bardziej precyzyjnie Tośkową łapkę w przestrzeni międzyszczebelkowej mam na wyciągnięcie ręki. RATUNKU.

W ogóle zbliża się czas... może raczej okres "purple rain". Podkur****na chodzę ostro. Wyżywam się na P. Zbiera wszystko jak leci. W ogóle burdel się sam robi! Okna myłam znowu są zasrane! Młody cyrki urządza NIEMIŁOSIERNE przy ubieraniu na spacer, przy wkładaniu do wózka, najlepiej NIEŚ MNIE! No do bani. Niech ten czas nadchodzi, bo mam JA mam już dość i MNIE mają już dość. Oszaleje!

Ha i dzisiaj pierwszy raz dopadło mnie matczyne niedopatrzenie. Powiesiłam  Tośka na ramieniu. Usiadłam na fotelu. Komputer odpaliłam. Jedyna opcja, żeby coś w sieci zobaczyć. Zaczytana, nawet mnie nie zastanowiło czemu moje dziecko taaakie spokojne na tym mym ramieniu. A on tak lubi, bo auta przez okno może obserwować. Myślę: ALE JEŻDŻĄ! Naiwna! Spokój mego dziecka mnie w końcu zaniepokoił. Ja się odwracam a to Gówno małe wpiernicza kartki do drukarki które leżały na parapecie! Akcja reakcja. Uf tylko zaślinione. NO CELULOZY NIE TRAWIMY. Alternatywa dla marchewki. Nowe smaki, rozumiecie! Nie wiem jak Wasze pociechy, ale ja już siwa jestem. Nie wiem co to będzie jak ten Spryciarz pójdzie na nogi. Bateryjki w du... w tyłek i do przodu.

 A takie cudo na szmatach ostatnio dorwałam.


Zmęczona. Zorana wręcz. Niewyspana. ZOMBIE! Ale...  JAK GO NIE KOCHAĆ?

wtorek, 18 marca 2014

Smoczysko!

Drodzy Państwo! Oto Smok! Totalnie, maksymalnie, całkowicie przytulaśny Smok. Troszkę dłużej mi się nad nim zeszło, ale było warto. Efekty oceńcie sami. Duża z niego bestia! A może zechce przygarnąć Smoczysko!


Śpijcie dobrze!

HEJ!

czwartek, 13 marca 2014

PIĄTKA!

Pięć. To z tą cyferką wiąże się ten miesiąc. Pięć miesięcy. To już w sobotę.  Nie wiem czy też tak macie, ale zdaje mi się, że z każdym miesiącem czas śmiga coraz szybciej. Styczeń, luty, marzec... zaraz sruu i będzie październik! To już w sobotę Toś skończy 5 miesięcy. Standardowo piszę kilka dni wcześniej, bo ciężko mi coś ostatnio zebrać myśli. Wiecie co? Jestem zmęczona, ale tak zmęczona... hmm... z satysfakcją. Tak jak po dniu w pracy, kiedy świat się walił, a Ty niczym superbohater uchroniłaś świat przed zagładą. Coś w tym stylu. Lubię takie dni ja te ostatnie. Słoneczne, energetyczne, męczące z natłoku nawalonych na siebie obowiązków. Czyli? Jestem zmęczona, ale z satysfakcją, BO! Toś wstaje o godzinie 5:30- 6:00 zatem nasze dni są niekończące się. Do godziny 9:00 właściwie jesteśmy obrobieni. Zrealizowaliśmy plan TO CLEAN! Wiosenne porządki? Biorąc pod uwagę, że w weekend ma padać śnieg to trochę śmiałe stwierdzenie, ale! OKNA MAM POMYTE. Plan był taki, że każdego dnia w ten cudowny słoneczny tydzień umyję jedno okno. Jedno okno, jedno pomieszczenie. Aaaa jak okno to i firanki trzeba poprać. Aaaa jak firanki poprane to już w ogóle wypada ogarnąć. I tak oto. Balkon też już odkurzony z zimowego syfu. Wyleciał susz z zeszłego roku. Jestem beznadziejną ogrodniczką! W moich domowych roślinkowych doniczkach panuje sahara. Nie pamiętam! Zapominam o ich podlewaniu. Biorąc pod uwagę moje wykształcenie (ochrona środowiska) powinnam sobie z tym jakoś radzić, tym bardziej że mam specjalizację GLEBOZNAWSTWO! a w doniczkach sahara! Także jestem zmęczona. Biegamy z Młodym na spacery. Toś nie przepada za słoneczkiem, no przynajmniej przed zaśnięciem, bo jak już go zmuli, to nic go nie rusza. Chrapie okrutnie! Rozbraja mnie totalnie jak zanosi się w wózku jak stary! Co uwielbiam?
Uwielbiam nad świat, jak Toś bawi się na brzuszku w łóżeczku po przebudzeniu. Podglądam go jednym okiem udając, że jeszcze śpię, żeby za chwil kilka przywitać się z nim przez szczebelki łóżeczka " dzieeeeń dobry!" Wtedy następuje kosmiczny, gigantyczny uśmiech mojego Syna, który mówi mi " oooo już wstałaś" i następuje GWÓŹDŹ. Tak, tak. Toś przybija gwoździa nosem, a to w materac, a to w pieluchę, a to w obojczyk mamy (wtedy boli i jest ryk).
Uwielbiam wygrzebywać brudki skarpetkowe z pomiędzy paluszków Tosiowych stopek.
Uwielbiam ten kwaśny zapaszek skiśniętego mleka na policzkach Tosia, kiedy cieplutki, odciśniety wstaje po przebudzeniu i odklejam go z tego spoconego, ulanego prześcieradła! KOCHAM TO!
Uwielbiam jak się we mnie wtula.
Uwielbiam jak wracam ze sklepu, a on wita mnie uśmiechem od drzwi i zawstydza się w ramionach taty.
UWIELBIAM jak wkłada mi swoje paluszki do buzi jak go karmię piersią.
Uwielbiam jak się zanosi śmiechem jak go całuje po szyjce.
Uwielbiam jego wielkie oczka, które iskrzą się i świecą jak tylko pozwolę i pomogę mu usiąść i nie musi już leżeć. A właśnie. Toś całkowicie i totalnie buntuje się przeciwko pozycji leżącej. Albo noś, albo siedzieć chce. Inaczej, nie ma wybacz. RYK!
UWIELBIAM GO CAŁEGO!

W dalszym ciągu szyje nocami. Efekty?


I nasze cudowne wygłupy!

HEJ!

wtorek, 4 marca 2014

od poniedziałku do niedzieli

Zapierniczają te tygodnie. Wstaje w poniedziałek, a już jest niedziela. I tak w kółko. SZOK.

Jak zwykle mam mało czasu. Będę się streszczać zatem. Zaczynam.

Ja przeszłam przeziębienie. Toś nic. P. złapało na moim finish'u . Toś nic. Tzn...było i jest kichanie, coś pokasłuje, ale dzisiaj zaliczyliśmy ostatnia partię pneumokoków, przy okazji czego Pani doktor osłuchała, obmacała, w gardło zajrzała. CLEAR! Jak już jesteśmy w temacie doktorskim, to ważyliśmy się też jak na każdej wizycie: 7890g. Komentarz doktorowej? "Wujek (bo podobno Toś bardzo przypomina Pani doktor mojego brata) Ty to słusznej wagi chłopak jesteś. Przed chwilą był kolega, który ma roczek i waży 9kg". Potem nastąpiły wyrazy współczucia dla mojego układu kostno-stawowego. Toś ma 4 miesiące i prawie 3 tygodnie. Plecy mnie naparzają na samą myśl noo chociażby 9 miesięcy. Mój brat był większy, a mama dała radę więc ja też nie będę pękać. Po za tym po za tym. Byliśmy z mężem na tej imprezie firmowej. RETY... jak było fajnie. Sukień, but, czerwone usta i złooooto na uszach. Potrzebowałam tego drogie Panie. Pierwszy raz w życiu miała tak, że serce ściskało że Tosia zostawiam, a z drugiej strony ciągnęło mnie na parkiet. Śmieszne uczucie. Mało tego. Od 4 miesięcy jak nie prowadzę auta, to jadę z tyłu z Gówniarzem. Aż tu nagle mogłam usiąść na starym miejscu pasażera z przodu oczywiście. Kolejne dziwne uczucie. Dziwnie też czułam się przypominając sobie fakt, że naprawdę niedawno to ja z bratem zostawaliśmy z dziadkami w domu, kiedy rodzice wychodzili na zabawy, a teraz moja mama zostawała z moim dzieckiem??? W takich sytuacjach czuję jakbym rypnęła głową w mur, albo ktoś mnie patelnią grzmotnął. JESTEM MATKA! JESTEM STARA! Moja mama jest babcią? No obłęd. Ten pęd dnia tak nakręca cały świat, że gubię się. Czasami się gubię i czasami jeszcze zapominam, że mam 27 lat, że mam wspaniałego Męża i jeszcze wspanialszego Syna. No dziwne uczucie. Dziwnie też drętwiały mi palce u stóp i łydki skamieniały po 7h stąpania w szpilkach. W końcu od roku czasu nie miałam obcasa na nodze. Znowu byłam 10 cm wyższa. 175 cm ! Brzmi dumnie! Dziwne uczucie. W ogóle to był dzień dziwny.

W dalszym ciągu szyję, tworzę. Na specjalne zamówienie powstał Piesio dla Piesia i Metkowy Dinuś.

Aaa przed imprezą zrobiłam sobie domowe SPA. Glinka na twarz!
Aaaa to mój Toś pomocnik podczas składania prania. Zdjęcie pt.: Mamo daj jeszcze tą pieluchę bo Ci spada!

I na koniec.
MOJE KOCHANE OCZYSKA!