Otóż.
CZAS NA KIEŁBASĘ!
Jak bum cyk cyk. Nigdy chyba jeszcze nie otwieraliśmy sezonu grillowego w marcu, tym bardziej, że rok temu to u nas jeszcze tony śniegu leżały. A to niespodzianka. Miłe 15-17 st. C w słoneczku może nawet... zaszaleje... 20? No milutko, milutko. Zatem. Pogoda sprzyja wiosennej aktywności. Weekend u moich rodziców, którzy wiją swoje gniazdo w wyjątkowo urokliwej wsi (http://www.dzialkikiersztanowo.pl). Wybaczcie prywatę, ale MOŻE, GDYBY, ALBO KOMUŚ, COŚ, NO JAKBY to zapraszamy serdecznie. Wracając do naszego przecudownego weekendu. Toś od dawien dawna, a właściwie jeszcze nigdy tyle czasu nie spędził na świeżym powietrzu. Do domu wchodziliśmy tylko na karmienie. Spał jak susełek. Na naszego psa ciągle wołam UUUU UUUU! Fado (tak wabi się nasza bestia) pierwszy raz mógł taaak blisko bytować z Tośkiem. Jak tylko zapłakał w wózku, on był pierwszy. Myliły go tylko Tośkowe piski, które przypominały mu jego zabawki. Fado chętnie by Tośka po podrzucał, ale nie dali się pobawić. Także Toś w wózku, my zaś aktywnie. Kopanie, wsadzanie, użyźnianie, nawożenie, grabienie... aaaaa jest tego od cholery. Że mi się bąble na łapach nie porobiły- CUD! Ogólnie fantastycznie! Uwielbiam takie dni. Słońce praży, ale tak inteligentnie, wiosennie, z miłym ciepłym wiaterkiem, a nie bezczelnie, parząco jak to bywa latem. Brrr. Nienawidzę się pocić- stąd moja awersja do tych letnich upałów. WRÓĆ! Zważyliśmy się dzisiaj z Tośkiem. Gdyż w wraz z zastojem wizytacji pediatrycznych, lekko straciliśmy rachubę co i jak w tym temacie. Ważenie nastąpiło na wadze łazienkowej, wiecie najpierw ja, potem z Nim, szybki rachunek w pamięci, wynik obarczony błędem, bo ja w ubraniu (to ważne hihi!) on w ubraniu i z pampersem notabene słusznej wagi, bo przed zmianą (to ważne), ale NIE NIE NIEeee. Moją wagę jeszcze przemilczymy. Ważny jest wynik. Różnica. 9 kg!!! Wiedziałam. No wiedziałam! Nie mieści się już w foteliku. Wiedziałam! Jeszcze kilko i żegnacie oszczędności!
Także nasze niedzielne grillowanie:
PS.
Uno! MUSZĘ GARBA WYELIMINOWAĆ! Dramat!
Due! Byłam u fryzjera. Pojechałyśmy z Adą (moja ścinająca) po całości, ale cooo tam. Raz się żyje.
Tre! Mążu właśnie zrobił przezajefantastyczną kolację także yyy do mojej wagi nieprędko, ale jeszcze wrócimy.
HEJ!