blog o ciąży

blog o ciąży

czwartek, 27 lutego 2014

POTWORKI!

KOCHANI! 
Oto prototypy mojej pluszowej twórczości. Dwa Potworki już znalazły swoich właścicieli. Jeśli chciałbyś dla siebie, dla dziecka, dla cioci i wujka, dla wnusi, czy wnuczka, dla chrześniaka też to napisz, a me ręce stworzą Potworka dla Ciebie. Wybór na tą chwilę jest ograniczony, ale gwarantuję, że moja wyobraźnia nikogo nie zawiedzie. Największy przystojniak wymaga najwięcej pracy. Mierzy 40 cm i kosztuje 30 zł. Mniejszy Potworek ma 25 cm i kosztuje 20 zł. 
Wybierz kolor Potworka i do dzieła!


wtorek, 25 lutego 2014

Wiosna w lutym!

Tak się właśnie kończy igranie z kalendarzem i złudną temperaturą w lutym! NIE NIE NIE! Wiosna w lutym to ściema!

a przecież w sobotę impreza...
i żeby znowu Tosia nie zarazić...
oby mi się ucho nie zatkało...

GÓWNIANY KATAR!

Także jak się wydostanę spod sterty zasmarkanych chusteczek to będę.

czwartek, 20 lutego 2014

4!


Toś, Toś, TOŚ! 15 lutego wkroczył w miesiąc piąty, kończąc tym samym miesięcy 4! Dzisiaj zaliczyliśmy wcześniej wspominaną przeze mnie wizytę lekarską. Na wstępie Tosiek w liczbach:

waga: 7760 g
długość przy max. wyciągnięciu: 66 cm

Poza tym, poza tym. Toś po wszystko wyciąga swoje łapki. Toś przy karmieniu wkłada łapki do mojej buzi, bez cmokania paluszków no żarcie nie idzie! Toś uwielbia pierdziochy. W pachy pierdziochy, w szyjkę pierdziochy i w udziki też. Zanosi się śmiechem. To już nie są skromne, pokątnie wysyłane uśmiechy. BEKA NA CAŁEGO! Doktorowa powiedziała, żeby z rozszerzaniem diety się wstrzymać no jeszcze z dwa miesiące. Bo Toś i tak bardzo ładnie przybiera na wadze (NO CO TY!), bo po co go przekarmiać (A KTO MÓWI O PRZEKARMIANIU! Chcemy tylko poznawać nowe smaki!) Także no nie wiem czy wytrzymamy przy zakazie dietetycznym. Z resztą w wraz z wpłynięciem na nasze konto przelewu z ZUS'u BLENDER KUPUJĘ! A w ogóle! To od kiedy marchewka tuczy? :P Tyle o diecie i jej rozszerzaniu. Teraz Tosiowe zęby. Coś jest na rzeczy. Jest ich dwa. Dolne. Ostro prześwitują przez dziąsła. WIDZĘ JE! Obstawiamy, że hmm no na dniach wyrżną się siekacze. Także ślina, ślina, ślina! Nawet "zphotoshopowałam" Tosiową koszulkę, no żeby to jakoś wyglądało nasze zdjęcie zapowiadająco-rozpoczynające.
Młody w dalszym ciągu nie może skumać o co chodzi z tym obracaniem. Nie ma spiny, ALE! Chciałbym, a nie mogę. Skręca się na boki, nogi zarzuca. No od czasu do czasu mu się uda, ale mocno przypadkowo, co z reguły mocno Tośka szokuje fakt CO NASTĄPIŁO?

USG bioderek. No kurna temat rzeka. Jeździmy z Małym do szpitala w miejscowości oddalonej od naszej o dobre 25km. Dlaczego? Bo w naszym terminy mają tyły o dobry miesiąc. Wsiadamy z Młodzieżą do naszej rakiety i jesteśmy. Co ujrzały moje oczy? TŁUM. Tłum ludzi i sprzętu dziecięcego. Wózki, foteliki,wózki i jeszcze raz WÓZKI! Jak bum cyk cyk! TŁUM. Gorąco. Dzieciaki się drą, bo gorąco. Jeden przewijak! Brak wieszaka na kurki. Szpital powiatowy HĘ! Nic. Rozebrałam pędem Antka, książeczkę zdrowia wrzuciłam do gabinetu i spiżdżaaaaamy z tej sauny jak nas daleko nogi poniosą. BO ja się pocić nienawidzę! Toś z tego co udało mi się już przyuważyć też za ukropami nie przepada. Emigracja zakończyła się na długim korytarzu zapieprzonym w piachu od kółek wózkowych. "Sorry taki mamy klimat". Nie zastanawiałam się długo. Dupnęłam na podłodze, pod jakąś szafką. Pomiędzy jednym rzędem plastikowych siedzonek, a jakimś kolejnym wózkiem. Kurtka na poręczy, w rękaw upchnęłam kombinezon Antkowy. Toś w foteliku. Dobrze, że zabrałam ze sobą kolorowe kółka, za którymi to Antek przepada. Także, ja dupnięta, Toś zajęty i te oczy wszystkie na mnie zwrócone. No tak irokez na głowie, tarza się w podłogowym syfie, dzieciak wpiernicza jakieś plastikowe kółka. Zwróciliśmy uwagę wszystkich "ułożonych" mam. Nienawidzę tego wzroku, który patrzy na Ciebie i aż krzyczy "MATCE NIE WYPADA". Gówno prawda. Wszystko mi wypada. I właśnie, że będę się z dzieckiem tarzać w piachu, bo tak chcemy, bo lubimy. Lubię się odwalić w sukień, szpilkę, make-up, ale umówmy się! To nie dla mnie. Lubię rozciągnięte spodnie, płaskie buty, sterczące włosy, okulary przeciwsłoneczne. Uuuu niepokojąco oddalam się od tematu. Chodzi o to DROGIE BABCIE, że fakt że mam wygolony łeb nie znaczy, że jestem złą matką. Mam babcię, Toś prababcię. Wiek? 80 lat. Babciunia zawsze, ale to ZAWSZE jak wracam od fryzjera mówi mi, jak to mnie ładnie OBSTRZYGŁA :) Można? można! Także. Biodra w porządku!

Jeszcze chwila o mnie. BABY! Moja blizna po cc jest strasznie... no może nie strasznie, ale jednak czerwona. Niepokojące? Zejdzie? Zrobi się cieliste? a może wiecie czemu?

Kolejny news! Już niebawem Toś zostanie z babcią, w nocy, SAM! Tzn. z babcią, ALE BEZE MNIE! Idziemy na imprezę firmową P. Mama powiedziała, że muszę wyjść do ludzi. Co to znaczy? DZICZEJE? Ohhh nie chcielibyśmy tego, ale fakt. Potrzebuję się wyżyć... TANECZNIE! Na tych szpilkach z czerwonymi ustami. Taki jest zamysł, ale do tego tematu powrócimy już wkrótce. Obsrana jestem ostro. P. zagroził, że zabierze mi telefon. 

Zdjęcie na początek to i zdjęcie na koniec.


sobota, 15 lutego 2014

FOTO FOTO FOTO

Dzisiaj Toś kończy 4 miesiące, ale wybaczcie sił brak. Wyczyny rozwojowe opiszę w przyszłym tygodniu, bo mamy wyjazd na USG bioderek i szczepionka, ważenie, mierzenie. Jednym słowem będzie o czym pisać. A tym czasem- FOTO SOBOTA! Leniwa sobota. W końcu odespałam trochę te ostatnie nieprzespane noce. Ale przed południem udało się nawet zahaczyć o szmatki, teraz P. ciacha warzywa do sałatki (ja mu tylko obrałam). Chłopaki zupełnie przypadkowo ubrali się dzisiaj w takie same bluzki więc to również zostało uwiecznione.









piątek, 14 lutego 2014

Koszmar tejże nocy.

Nie wiem co nastąpiło. Dobrze, że posta piszę już rano, jak trochę ochłonęłam. W innym razie co drugie słowo musiałoby zostać ocenzurowane.  Moje dziecko od trzech nocy budzi się około 1:00, 1:30, dzisiaj np. o 2:00 i nie śpi przez 3h! o 5 gorycz się przelała. Pierwszy raz, ze zmęczenia, z bezsilności, poryczałam się nad łóżeczkiem. Wiem, że to nie jego wina, ale ja PADAM! Nie wiem co mu się poprzestawiało. Nad ranem zaczynało już świtać, albo moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, a on nie śpi. Kładę do łóżeczka, bo już mi ręce mdleją do podłogi, to jest ryk, wrzask totalny! To biorę znowu, przytulam, bo nie chce być wyrodną matką w moim mniemaniu oczywiście. Jedyne co go uspokajało to CYC standardowo, tylko efektem ubocznym cycka jest późniejsze ulewanie... RZYGANIE RACZEJ! Całe prześcieradło było mokre i żółte od ulanego mleka... MAŚLANKI RACZEJ! Podkładam mu tetrę pod głowę, żeby w kałuży nie spał, to historia się powtarza! Zmieniam więc ponownie. NO CHYBA Z 6 PIELUCH mu w nocy pod głową zmieniałam! Problem w tym, że on nie zaśnie na plecach. No tak ma po matce i ojcu, że śpi tylko na brzuchu i tym samym rzyga na potęgę. Komenda: "Antoś połóż główkę"  mam wrażenie, że trafia w kosmos, w przestrzeń nieokreśloną, a może tylko mi się śni już, że komenda idzie. Nie wiem, nie wiem. 


Przed koszmarem tejże nocy, jak wstałam na to niczego niezapowiadające, standardowe karmienie jakby się mogło wydawać, to wpadłam na pomysł, że zrobię Mężowi walentynkę w stylu, tanio, lecz romantycznie :P Maznęłam pomadką koloru KARMAZYNOWY PRZYPŁYW wyznanie miłości na lutrze w przedpokoju. Rano cudem powstali z boju nocnego JA i Toś mały idziemy na śniadanie, a na lutrze ciąg dalszy naszej K+P=WNM :D


No nic wykałaczki w gały i do roboty.

Dorzucam c.d. naszych walentynek. W tym roku wyjątkowo poszaleliśmy :D aaaah i na bogato, NA RÓŻOWO! A CO!



czwartek, 13 lutego 2014

Kiła i mogiła!

Kuchnia tonie w naczyniowym natłoku. W czajniku pustki. A MY NIE MAMY WODY! Nie wiem jakieś prace remontowe, awarie, CZY CO? CZEMU NIE MA WODY! Bez zapowiedzi, nie poinformują człowieka i sru wodę odcinają! A w czym mam naczynia pozmywać? jak zęby umyć? WODY NA KAWĘ TEŻ NIE MAM DO ZAGOTOWANIA! 
Dobrze, że dziecku chociaż dupę można chusteczkami umyć, bo w innym razie KOSMOS!

Wniosek? Mamy XXI wiek! SMARTfony! Tablety! Internet w kibelku! A BEZ WODY ANI RUSZ! 

SYF, KIŁA I MOGIŁA!

          Nowa minka Antoniego!

środa, 12 lutego 2014

KULINARNIE

Dzisiaj MOJE TWOJE NASZE- kulinarnie!
Chciałam Wam przedstawić fajowy, smaczny, szybki, pomysł na obiad.

Bezmięsne kotleciki z kaszy gryczanej. Przepis pochodzi od mojej przyjaciółki. Prościzna totalna. Zaczynajmy zatem.

Składniki: kasza gryczana 1 torebka (ugotowanej of course) styka na 8-10 kotlecików, pół kostki twarogu, dwie garście starkowanego na dużych oczkach żółtego sera, pociachany szczypiorek, jedno surowe jajo w całości,sól, pieprz iiii bułka tarta i teraz ważne: sypiemy tyleee żeby z powstałej masy tych wszystkich składników można było formować kotleciki. Nie może być zbyt zbite, bo kotleciki będą za twarde, ale też nie może być zbyt luźne bo będą rozlatywały się na patelni. Zatem! Formujemy kotleciki obtaczamy jeszcze w bułce tartej w celu stworzenia chrupiącej skorupki i SRU na rozgrzaną z olejem patelnię. I dosłownie po minucie na każdej stronie. Ser się rozpuszcza, cudownie się ciągnie. Ja lubię jeść je same np. dzisiaj z marynowaną cukinią mojej Matuli. Nooo P. bez mięsa to zje, ale wiadomo mięso musi być, dlatego specjalnie dla niego skrzydła kurze już dochodzą w piekarniku.

Jak to bywa zawsze w przepisach na końcu mus jest napisać SMACZNEGO! Zatem! SZAMAJCIE I ROŚNIJCIE ZDROWO! 

Na koniec reklama, która doskonale prezentuje zapewne moją osobowość. Też jak głupia biegłabym za lubym wykrzykując:

Przemek? Przemek! PRZEEEEMEK!

Kocham Cię mężu!

wtorek, 11 lutego 2014

a nic!

No i co? A nic. No szału nie ma. Norma, standard, codzienność chciałoby się rzec. Wczoraj doszedł śpiworek, więc dzisiaj dowaliliśmy z Antkiem mega dystans spacerowy. Myślę, że z 8 km zrobiliśmy. Kolejny fenomenalny wynik to czas w jakim ten dystans zrobiliśmy tj. 1,5 h!!! Zmachałam się jak zwykle, więc niby tak samo, ale jakby inaczej. No nieważne, ważne jest to że chciałabym z Antkiem chodzić na dłuższe spacery, min. 2h no ale się nie da. Taki mam motorek w d.... w czterech moich szanownych literach, no nie potrafię chodzić wolno. Męczę się. Chyba, że mam dzień, bo muszę mieć dzień na takie melancholijne przechadzki. P. się denerwuje na wspólnych spacerach rzucając co chwilę pod nosem "PRZECIEŻ TO NIE MARATON!!! mieliśmy wyjść na spacer" No mieliśmy i poszliśmy :D Poza tym, w tym tygodniu Nasza Glizda kończy 4 miesiące. Nie będę odkrywcza- oszołamiająco leci ten czas. Jest już taki ogarnięty totalnie. Sztywno trzyma już główkę. Fajnie się go już nosi. Można mocniej pościskać. Ma straszliwe gilgotki pod pachami, a właściwie w okolicy żeber. Robi bańki ze śliny. Codziennie, kilka razy dziennie nawet kontrola jakości. Sprawdza, próbuje wszystko co ma na sobie. Ogląda swoje bluzki, bodziaki, czy matka się zna i czy góra pasuje do dołu.

 Dzisiaj P. strzelił nam fotkę, golasa mojego kochanego. I tak popatrzyliśmy  na to zdjęcie i jednogłośnie stwierdziliśmy, że szybko nam to dziecko rośnie.


10 stycznia rzucili też ubranka w LIDLU 62-98 (?). Szczególnie napaliłam się na komplet koszulek 3x za chyba około 25 PLN. No wczoraj zapomniałam, a przypomniałam sobie dzisiaj. Oczywiście przebrane wszystko. W interesującym mnie rozmiarze znalazłam już tylko dresiki w liczbie DWA koloru szarego i niebieskiego w cenie 19,90 PLN.


Do następnego!

niedziela, 9 lutego 2014

Tosiek w roli głównej!

Ostatnio w tym oto miejscu skupiam się jednak w kierunku rękodzieło. BŁĄD!  Gdyż moje dygresje tutaj zamieszczane dotyczyć miały jednak Tośka w roli głównej. Przywołuję się do porządku i wracam na tor. Tosiek, Tosiek, TOSIEK. Z większych wydarzeń to Antoni poznaje łyżeczkę. Tzn. widziałem ją wcześniej, ale w końcu matka POZWOLIŁA WŁOŻYĆ JĄ DO BUZI! Mało tego na łyżeczce było coś: gęstszego niż mleko, słodszego niż mleko, bananowego. Tak. Postanowiliśmy dać do spróbowania, to ważne DO SPRÓBOWANIA, kaszki ryżowej. Właściwie matka zjadła całą michę, ale jaka radość była to szok.


Oczywiście nie różnię się od reszty rodziców w kwestii min strzelanych przy karmieniu dzieci. Aaaaammmm rządzi! Co się okazało Tośkowi łyżeczka wcale nie okazała się obca. Wciągał kaszkę należycie, tylko nerwa miał jak mówiliśmy " TO JUŻ OSTATNIA". Antek niebawem kończy 4 miesiące. Chcemy zaprzyjaźnić się z łyżeczką, bo za chwil kilka będziemy wciągać marchewki, dynię i inne warzywne przysmaki. Kulinarne podsumowanie? No myślę, że 3 łyżeczki kaszki zostały zjedzone. Smakowało? OGROMNIE! 

Poza nowo poznanymi horyzontami smakowymi, to nasze dziecko to Anioł! Miewa nerwowe akcje- niecierpliwy Syn po matce choleryczce! ALE. Dzisiaj w końcu udało nam się wybrać do Kościoła. Hmm stanęliśmy pod głośnikiem. Msza dla dzieciaków. Dzieciowe śpiewy pierwsza klasa, a my pod tym głośnikiem. Antek zero reakcji. Myślałam, że będzie ryk, bo kombinezon, dwa koce, bo ciasno, bo ciepło, bo nie na dworze, a tu niespodzianka. Syn spał bite 1,5h! W domu tylko przerzuciliśmy go do fotelika i pojechali my na wieś na obiad do rodziców. Dziecko w dalszym ciągu ANIOŁ. U dziadków uśmiechnięty jeszcze dobrą godzinę czasu. Na marginesie, na P.S. tak zwanym chciałam zauważyć, że dziecko nie jadło od 3h, ale dzielnie zabawia rozochoconą starszyznę (mama by mnie zabiła za to stwierdzenie). Ostatecznie i niebawem dziecko przypomniało sobie o żołądku. No  w ogóle potem jeszcze zakupy, wstrząsy w wózku na zakupy. Dzielny Syn. ANIOŁ! Oczywiście Syn mało śpi w dzień, ale jest tak grzeczny, że to nie jest takie uciążliwe. Nie trzeba go ciągle nosić na rękach, ale domaga się ciągłej uwagi. Śpiewy, tańce, wygibańce- to wszystko można zobaczyć w mamusinym repertuarze. 

Czekamy też na śpiworek. Plan jest jeden. Wyciągamy spacerówkę! W budzie ciasnota totalna. TAKO ma bardzo wąską budę. Tosiek rośnie jak szalony, więc nie ma wybacz. Śpiworek mus jest mieć. Zamówiony w piątek, w tygodniu pewnie dojdzie.


Lecę sałatkę zrobić. Surimi + ryż dziki + czosnek + i dzisiaj wyjątkowo zaszalejemy z łyżką majonezu, aaaa co!

piątek, 7 lutego 2014

I'm BOSSY

Boże! Jest już zdecydowanie za późno na pisanie postów. ALE! Nie mogłam się jakże oprzeć, żeby pochwalić się moją zasłonową dumą. Prościej! Z lumpeksowej zasłony koloru NEBESKIEGO! Uszyłam dzisiaj swoją pierwszą PIERWSZĄ kieckę. Z wykroju! Szaleje! Pocę się przy tym szyciu, ze stresu i nerwów, że idzie nie tak jak powinno. Ale wyszło! DUMNA!

Patrzcie sami!

Nieźle nie?

BYE!

wtorek, 4 lutego 2014

Dużo się dzieje!

Sobota... ah sobota! Wyczekany czas. Wypad pełen wrażeń. Wyjazd z poślizgiem, bo moi Panowie posnęli. P. miał nockę więc po konsumpcji śniadanio-obiadu legł bez słowa. Synu po cycku podążył śladem ojca iiii tak mieliśmy wyjechać o 13:00 wyjechaliśmy o 13:30. Mało tego. Stacja benzynowa, potem zapomnieliśmy stelaża wózkowego do którego będziemy mogli przymocować fotelik w galerii.  Ostatecznie wyjechaliśmy około 14:00. Byłam zła, bo wiedziałam, żeby wyjechać wcześniej, że teraz jest Mały, więc wszystko dłużej schodzi i wymaga większej organizacji, ale NIE! o 16:00 zaczynały się warsztaty szycia. No nic. W pierwszej kolejności wpadliśmy do centrum handlowego, bo tak się fachowo nazywa to miejsce. Mimo obsuwy nie mogłam odpuścić, chociaż wiedziałam, że to będzie gonitwa z czasem.  No po tym ciągłym lataniu po lumpach zamarzyły mi się sieciówki! Nawet nie chodziło mi o jakieś szmatki dla siebie. Chciałam kupić co Tosieńkowi. HA! Znalezienie miejsca parkingowego po 15 minutowym jeżdżeniu po poziomie -1 udało się wylukać jakieś jedno pomiędzy betonowym słupem a drugim autem.
" Nieeee no nie wyjdziemy" myślę. P. NIE WYJDZIEMY! 
"Spróbujemy"
 OK.

Najpierw P. przez właściwie SZPARĘ w drzwiach, potem fotelik z Tośkiem za nim ja. Chciałam nadmienić, że mamy auto trzydrzwiowe(NIGDY WIĘCEJ!!!). Potem stelaż. P. jednym ruchem rozkłada maszynę. Wkłada fotelik. K***A! "Mała nie wzięliśmy tego metalowego gówna do którego mocuje się ten fotelik. NO BOSKO! Teraz będziemy nosić nasze nooo jakby nie patrzeć już ciężkie Szczęście w ręku. Po galerii...w ręku...tak go wytrzęsie, że dopiero nam pokaże co to znaczy ulewanie. Z wykrzywioną gębą wyłoniliśmy się z parkingu. NIE NO- myślę- wybrała się wioska do miasta! MASAKRA! Minęła mi chęć na wszystko. Oj P. się oberwało zwyczajowo. Nagle jasność! "Wiem gdzie jest to metalowe gówno!"
GDZIEEEEE?
"w bagażniku"

Jak ja byłam mu wdzięczna, że to metalowe coś tam było, że to znalazł, że przyniósł, że zamontował, że ze mną wytrzymuje, mój rycerz w zbroi złotej, mój osobisty NERVOMIX CONTROL.Rozebrałam Antka, zaliczyłam WC po podróży to zrobiła się 15:00. Czasu mało. Ukojona, wyruszyłam do punktów niezbędnych. Cel  pal i mamy piękny pomarańczowy kardigan, białe dadasy i grzechotkę z uszami. Na zakupy dla nas tym razem czasu brakło. 15:40 panicznie zbieramy się do pakowania do naszego trzydrzwiowej rakiety. Już mam dosyć, a trzeba jeszcze znaleźć  Żołnierską 45. Bez nawigacji. "To może skręcę w prawo" A JEDŹ. Jakoś dojedziemy. Wybija 16:00, a my w czarnej dupie. P. nie wytrzymał " zapytam taksówkarza". Okazało się, że kręciliśmy się cały czas wokół Żołnierskiej 45. STANDARD! Mały się oczywiście drze bo już głodny. A myślałam, że to będzie takie proste i przyjemne. Grunt to organizacja. Zrobiłam kanapki, wzięłam jabłka i banany (zostały w samochodzie kiedy my udaliśmy się na warsztaty). Do sedna. Warsztaty. Wpadliśmy spóźnieni. NIENAWIDZĘ SIĘ SPÓŹNIAĆ. W natłoku myśli i potu siurkiem lecącego mi po plecach nawet nie przeprosiłam, że się spóźniliśmy. KLAUDYNA! SORRY! Mało tego dziewczyny już wystartowały a ja jeszcze muszę nakarmić moją głodną Mordeczkę :* Dobrze, że na starcie była teoria, która nie jest mi aż tak obca. Specem nie jestem, ale bębenek i stopkę znam. Jak tylko odkleiłam Tośka od cycka. Sru do taty aaaa ja do maszyny. Oczywiście zdjęć nie mam, bo przecież zapomniałam aparatu, ale pozwolę sobie udostępnić relację naszego BOSSA: http://www.tulanki.pl/2014/02/relacja-z-pierwszych-warsztatow-szycia.html

Było cudownie! Polecam każdemu. Fantastyczna atmosfera. Super sprzęt. Ta moja maszyna to hmm... babci jestem wdzięczna za tego PRL-owego cudaka, no ale zbieram na nową :) Szefowa zadbała o materiały, ciacho i herbatkę. Co robiliśmy? 

EKO torba na zakupy z własną aplikacją. Prezentacja poniżej:

Oraz Królika Tulankę. Co prawda na warsztatach udało mi się tylko wypchać dziada, ale w domowych pieleszach doszlifowuje napoczęte dzieło.  W planach są jeszcze oldschool'owe trampki koloru czerwonego. Tosiek i Królik bardzo się polubili.

Czas zleciał jak szalony. Tosiek był cudownie grzeczny jak zwykle. FANTASTYCZNIE!
Zainspirowana weekendowym szyciem ukręciłam też coś nowego. Organizer na Tośkowe łóżeczko. Z lumpeksowej zasłony IKEA. Pocięłam, poszyłam, NASZYŁAM, dziurki, guziki i jest! Na smoczki, gruszkę do nosa, pieluszkę i zabawki oczywiście.

Poza tymi szaleństwami krawieckimi... piekę! za sprawą nowej silikonowej formy na muffiny. Prawie z marszu ukręciłam jogurtowo-bananowe cudeńka.


I na koniec tych moich dzisiejszych wypocin Tosiek nasz ukochany! Mądrzejszy każdego dnia. Żyjący w poczuciu, że cycek to jego własność i ma do niego wyłączne prawo. Tosiek też niestety zlokalizował już bardzooo dokładnie swojego kciuka i wciska go zawsze i wszędzie i przez wszystko. Wciskanie gryzaków w zastępie, które mają jakiekolwiek luki przez które przejdzie KCIUK, właśnie przez nie przechodzi i ostatecznie to nie gryzak lecza właśnie kciuk lądu w Antkowej jamie ustnej. Ale jest cudowny. Mówiłam Wam, że jest cudowny? JEST CUDOWNY! Czasami myślę, że tą punk'ową fryzurkę powstałą z wytarcia włosków zawdzięcza właśnie mojemu ciągłemu całowaniu go w łepetynkę. Uwielbiam go ściskać i całować. Może dostał uczulenia na moją ślinę :P Ciągle ma otwartą buzię przez którą ciągle wystaje języczek.  Wrzucam moją Mordeczkę po spacerze i przy brzuszkowych wygibańcach.



KOCHAM!


sobota, 1 lutego 2014

Loooosowanie :D

Karolinkowa Mama jest winna tego zamieszania. Czekamy z zaciśniętymi kciukami na losowanie!

Losowanie

Poza tym dzisiaj wspaniały dzień! Jedziemy do Olsztyna. Tosiek pierwszy raz w dłuższą podróż się wybiera. Plan napięty: zakupy, warsztaty. Mmmmmm! Pampersy, smoczki, tetry, cycki wszystko spakowane.

RUSZAMY!

Relacja jutro HEJ!