blog o ciąży

blog o ciąży

niedziela, 26 stycznia 2014

c.d.n.

CIĄG
DALSZY
NASTĄPIŁ

W dalszym ciągu tworzę. Tnę, zszywam, klnę, pruję i znowu zszywam. Staram się, próbuję. W tym odcinku przedstawiamy:

Kolejne spodenki plus czapa dla Antka. Oczywiście w paseczki. P. mówi, że Tosiek w czapce wygląda jak byyyyczek :)


Ja w dalszym ciągu chodzę w tasiemcu na głowie, bo: włosy rosną jak szalone, tym bardziej tak krótkie jak moje. Jak są już chociaż odrobinę dłuższe to mnie szlag jasny trafia i serwuję sobie wywiwijańca na głowie. Wniosek? Fryzjer potrzebny od zaraz.

Tej samej nocy powstała również torebka z filcowego bieżnika na stół. Jep! Kreatywności nie ma granic.

 Połamałam igłę od maszyny, na tym pasku!

Co u Szczęścia? Mądraliński! Skrzekacz! Piskacz! Tymi szalonymi metodami próbuje wyegzekwować swoje zachcianki, a już najczęściej rozkaz WEŹ MNIE! Prostuje rączki, wyciąga po zabawki. Ostatnio zakupiłam mu gryzaka, żeby choć trochę odciągnąć jego uwagę od wciskania paluchów do buzi. Długa jeszcze droga przed nami, ale trzymam już pięknie, celuję też trafnie, gorzej smakuje. Nogi mam ciągle w górze. Przyciąga je do siebie. Zmiana pampersa to nie lada wyzwanie, ponieważ nogi a to się prostuję, a to energicznie fruwają w górze, żeby z zaskoczenia przywalić ci w nos, który nurkuje w Tośkowej pupie. Rośnie nam to Gówniuszczko!


Mam też problem. Nie wiem jak u Was, ale mnie dopada już zmęczenie. Zmęczenie wynikające nieprzespanymi nocami. Po ponad trzech miesiącach, po odpuszczeniu pierwszego szoku i adrenaliny PADAM NA RYJ! Jestem zmęczona, niedospana. Przeżyję, ale tak mam. Co w związku z tym? Częściej ulegam w braniu Tośka do łóżka na nocne karmienia. Po pierwsze nie mam siły trzymać mojego 7kg Szczęścia w łóżku, zaspana, oparta o ramę, w pozycji siedzącej, trzymająca cycka... no nie mam siły i ostatecznie, po zaciętej walce z moim sumieniem, zmęczenie wygrywa i lądujemy razem pod kołderą. Mało tego. Obiecuję sobie, że tylko nakarmię i odłożę go do łóżeczka. GUZIK PRAWDA. Ponownie dopada mnie zmęczenie i karmienie przeciąga się do 3 godzin. Koszmar, bo nie śpię tak jakbym chciała bo czujniej. Ręka mi drętwieje pod Tośkową głową. Szyja z resztą też. I tak sobie śpimy: Tosiek, cycek i ja. I co wieczór obiecuję sobie. NO WAY! Ostatni raz. Przyzwyczai się. I co wieczór scenariusz się powtarza. Eeeeh

Znalazłam również sposób na przedłużenie żywotności choinkowych światełek. Zawisły na tablicy korkowej w naszym biurowym kąciku :D Poooodoba mi się!


Położę się już.

Dobrej Nocy!

czwartek, 23 stycznia 2014

FAST FAST FAST

Tosiek kimnął... zapewne na chwil kilka, więc prędko prędko mam pytanie.

MRÓZ!

http://fanimeteo.manifo.com/blog-144/nadchodza-mrozne-noce-i-poranki
Mam dylemat. Dzisiaj termometry pokazały -15 st.C. Wszystko pokrył lód. Standard. Przyzwyczaiłam się do hardcore'owych zim w naszym rejonie, ALE! Jestem ogromną, totalną zwolenniczką spacerów z dzieckiem. Do tej pory nie było rzeczy, która mogła mnie powstrzymać przed wyjściem z Tośkiem na dwór... DO DZIŚ. Temperatura? KOSMOS! Na samą myśl mi zimno. W internecie multum informacji i opinii:
"lepiej zostać w domu"
" wychodzić tylko do -5 i tylko na 40 min.
"przy -10 to na max 15 min."
"lepiej tylko chwilkę przewietrzyć na balkonie"

I CO? My zostaliśmy dzisiaj w domu. I przez temperaturę ale i przez ostatnie jazdy Antośka. Drze się bez przyczyny...tzn jakaś przyczyna jest na pewno tylko bliżej nieokreślona. Od dwóch dni od 11-12 spina ostra. Cycek NIE, tulenie NIE, buziaki NIE, śpiewanie NIE, dławienie się śliną? TAK! Wybija 12 i jak ręką odjął. Jak mi dobrze jak uroczo. Wniosek? Komisyjnie bo w wraz z P. i Wikipedią padła diagnoza- skok rozwojowy 14-19 tygodnia. TYLKO, że wcześniejszych skoków Antek nie przechodził tak burzliwie. Obserwacji ciąg dalszy nastąpi, ale jest ostro. Co prawda mieliśmy też szczepienie we wtorek... może po szczepieniu? ale tak tylko godzinę by marudził? o tej samej porze?  Jak marudzi po szczepieniu to tak właśnie marudzi, a nie DRZE SIĘ W NIEBO GŁOSY !

Hę?

Ps. Antkowi wskoczyła 7 na wadze :D Mój kręgosłup woła o pomoc. Bez wieczornych masaży i nacierania Amolem, nie da rady.



poniedziałek, 20 stycznia 2014

WARSZTATY!

Najprawdopodobniej, czekam tylko na potwierdzenie Tymkowej Mamy, czy są miejsca i że mogę i JEDZIEMY! Wszyscy. Cała trójka! Antek. P. i jaaaa! 


UWAGA!!!!! BO NADCHODZĘ :P

Cieszę się ogromnie, bo naprawdę mnie to kręci, bo się oderwiemy od rutyny, bo nabędę nowych umiejętności, BO POZNAMY NOWE TWARZE :D 

Z codziennych spraw? Bez zmian. Jemy, sraaa...załatwiamy się, znowu

jemy, gadamy, spacerujemy rzadziej BO PIŹDZI U NAS! Wicher daje dżezzzu a przy -13 st.C odczuwalną mamy zdecydowanie niższą! Jutro śmigamy na rota. Znowu igły, znowu płacze, ale jedzie z nami P. więc będzie raźniej. Jest kilka spraw do załatwienia. MOPS'y, kablówka ( przedłużanie umowy) i takie tam. Planujemy też przygotowywania do obiadu z okazji dnia dziadka i babci. Będzie ciacho i kawa. LABA! 

Pozdrawiamy HEJ!

 


środa, 15 stycznia 2014

Coś powstało.

Już coś jest. Coś powstało. Mało tego! Postanowiłam się z Wami tym czymś podzielić. Aaaa więc spod mojej ręki wyszło:

1) Nasz nowy Antkowy przyjaciel. Podusia milusia pt.: "KTOŚ". Mam nadzieję, że dorastający Antek nada mu sam imię w przyszłości :) Maaa długie ręce i nogi, które są w ukochane przez Tośka paseczki czarno-białe. Do ściskania i szamania IDEALNE!

PRZEDSTAWIAMY "KTOSIA"


2) Portki. Każde następne wychodzą mi coraz lepiej. PROMISE! Z mojej ciążowej, dresowej, spódnicy ołówkowej, koloru czarnego powstał nowy Antkowy spodzień z miodowymi ściągaczami :) Jestem dumna, bo te wyglądają naprawdę dobrze! Oceńcie sami :/


Poza tymi wyczynami krawieckimi, które czuję że pochłonęły mnie do reszty, a że czas mam tylko wieczorami to potrafię położyć się nawet o 23:00, kiedy o 0:00 trzeba już wstać na cycka. Ale i tak lubię te kreatywne wieczory. Dzisiaj też urywam się na siłownie z "ciotką zza morza" jak to się sama w/w ciotka nazwała. Przybyła z północy my friend ! Jest więc szansa na obudzenie  w sobie kobiety, a wyłączenie na chwilę opcji MAMA! Kąpanie, cycuszek, lulanie, całusek, i SRU! NIE MA MATKI! Dowodzenie przejmuję TATA!

niedziela, 12 stycznia 2014

ŁUCZNIK

Łucznik...

Mam namiętny romans z Łucznikiem! Prezent od babulki mojej kochanej- ŁUCZNIK! Ogarnęła mnie pasja tworzenia.


Hmm... to nie takie proste jak mogłoby się wydawać. Jest igiełka, jest niteczka, jest pedał i jedziemy, a tu DUPA! Jak się przyglądałam wyczynom mojej mamy wyglądało to banalnie- JA zaczęłam od instrukcji, którą przeczytałam od dechy do dechy. 

Oczywiście standardowo towarzyszył mi burdel na kółkach. Zawsze coś się gdzieś wala! I w tym wszystkim ja i instrukcja. Zajarałam się ostro. Już za mną pierwsze Antkowe galoty uszyte od zera,  ale i jedne przerobiłam. Zwężałam też spodnie dla P. Idę jak burza! Ale szczerze! Nie będę się jeszcze tym chwalić, bo raczej nie ma czym. Jestem niecierpliwa, szybko mnie coś irytuje, chciałabym żeby wszystko zrobiło się SZYBKO! a tak się nie da! Dobre zajęcie, przy którym może uda mi się tą cierpliwość wyćwiczyć. O ile P. wytrzyma :P

Kolejna przełomowa sprawa: wchodzimy z P. na nowy lewel żywieniowy. KONIEC WCIĄGANIA CO POPADNIE! Rozpoczynamy etap SLIM! Oczywiście nie mam tu na myśli restrykcyjnej diety cud, ale chcemy zmienić nasze złe przyzwyczajenia. Przede wszystkim więcej warzyw! Więcej przetworów z pełnego ziarna. Ostatnio zrobiłam nawet ciasto marchewkowe z mąki żytniej zamiast pszennej i z miodem zamiast cukru. Wyszło pycha. Nikt nie ma zamiaru się katować, ale zmiany potrzebne są! 

Przez weekend również opiliśmy się fenomenalnym sokiem, własnej roboty z marchwi i jabłek. Mój smak dzieciństwa! Duża porcja witamin. P. dodatkowo rozpoczyna intensywny program ćwiczeniowy. Plan jest ambitny- bieganie (brrrrr- nienawidzę). Ja oprócz spacerów, inne zajęcia gimnastyczne przełożyłam na wiosnę. Zwalę na zalecenia lekarza, który RACZEJ z dużym wysiłkiem fizycznym i przede wszystkim jakimikolwiek ćwiczeniami mięśni brzucha wstrzymałby się do wiosny! OK! To się wstrzymuję.

Na koniec dzisiejszej rozprawki oczywiście ANTOOOONIOOOO :*


czwartek, 9 stycznia 2014

3 miesiące.

No prawie. Dokładnie w środę Tośkowi pukną 3 miesiące. Za to już dzisiaj byliśmy na wizycie u pediatry, bo zbliżamy się do tej czarodziejskiej 3, bo wybił termin II dawki szczepionki. I tak oto w ten sposób:
WAGA: 6840 g (PIĘKNIE SYNU!)
WZROST: 62 cm (PIĘKNIE SYNU!)

Bioderka? ALRIGHT! Kręgosłup? ALRIGHT! Ciemiączko? ALRIGHT! Krostek brak, za to skórkę mamy suchą jak...no sucha jest. Czemu? Od pierwszych dni używaliśmy kosmetyków EMOLIUM.

W planie mieliśmy inny zastaw pielęgnacyjny. Komplet kosmetyków Emolium otrzymaliśmy w prezencie. Dobre opinie na ich temat skłoniły nas oczywiście do ich stosowania, a nasze wcześniejsze wybory, zostały zepchnięte w głębsze rewiry regałowe, zostały na tzw. "na później". Stosowaliśmy, stosowaliśmy no ale nic nie trwa wiecznie. Wszystko się kiedyś kończy, a szkoda. Nastały czasy "na później". Do łask wrócił balsam i płyn do kąpieli marki NIVEA. Po kilku dniach stosowania zaobserwowałam, że ze skórą Małego dzieje się coś dziwnego. Doktorka podzieliła moje przypuszczenia. Zaleciła ALBO w dalszym stopniu stosować Emolium, ALBO poleciła  Cetaphil RESTORADERM. Macie jakieś doświadczenia z tym Cetaphil'em?

Ogólnie oczywiście szał ciał w przychodni pt.: O rety, o Boże, NIEMOŻLIWE, Noooo jaki on duży, i tylko na cycku? NO NIEMOŻLIWE... YYYYY! No nie, karmię go schabowymi! Jest głodomorek, waży słusznie, ale wierzcie mi lub nie JESTEM MEGA DUMNA, ŻE MAM TAKIEGO DUŻEGO SYNKA!

No cóż, no cóż, no cóż! W dodatku poza zdrowotnymi tematami, temacikami to P. zostawił nam dzisiaj naszą komunikacyjną rakietę, gdyż, ponieważ ostatnio u nas na mazurach mocno lipna pogoda. Leje na okrągło! Żeby nie moknąć w drodze do przychodni, poprosiłam P. o autko. Na co dzień to on potrzebuję samochód w celu realizacji trasy na odcinku dom-praca (dobre 12 km) Pierwszy raz Antek jechał sam z mamą. Była ekscytacja... moja oczywiście. Młodzież tylko wpatrywała się w swoją matkę, a matka starała się nikogo nie przejechać i ogarniać młodzież w foteliku. Ogólnie ogromnie nam się podobało. Po południu pojechaliśmy po tatę do pracy. P. jak należy pochwalił się Synem.

Mimo bólu szczepionkowego, wielu atrakcji dzięki którym właśnie, ten dzień był BARDZO UDANY! W końcu coś innego. W końcu coś się działo. LUBIĘ TO! 

A oto nasze żarte dziecię, nagminnie wcinające swoje palce... o pardon! CAŁE ŁAPY!

Niżej, tym razem matka wcina, ale stopy yyyyym JAMI!

I moja ostatnia kreacja artystyczna, a właściwie modernizacja. Moja matula udostępniła mi staaaare krzesło w kolorze nijakim, białym totalnie. Aaaa że mi się marzyło krzesło w przedpokoju, żeby było gdzie rzucić co nieco, przycupnąć, wciągnąć buta, ALE W KOLORZE... żółtym. Krzesło zostało przemalowane. No nie samo. DZIĘKUJĘ KOCHANIE! Mua!


 THE END!

wtorek, 7 stycznia 2014

Jesteśmy!

Jesteśmy.

Przewalczyłam jezlitówę, która jelitówą okazała się NIE być, na całe nasze szczęście! Najwidoczniej gorsze dni żołądkowe. Jednak gardło, gile do pasa męczyły mnie dobre kilka dni, ale tak oto JESTEŚMY! 


Jak to okrzyknął mój P. "sweet focia z rąsi" ! Całuski, mua, mua, ślinotok, zarzygany T-shirt P. - jednym słowem FOTA ALBUMOWA. Nasz mały zasraniec robi się coraz bardziej sprytny, przebiegły bym nawet rzekła. Dzisiaj chociażby zostawiłam go z tatkiem nooo nie wiem na jakieś 40 min. i podobno to co z nim P. wyrabiał to głowa nie ogrania taką fazę Młodzieniec załapał. Matka wróciła i łzy ukoiła, ale TAK BYĆ NIE MOŻE! P. od razu zarządził "MUSZĘ ZOSTAWAĆ Z NIM CZĘŚCIEJ!" Dla mnie bomba. 

W czwartek szczepienie. 
Brrr. 
Udźwigniemy! 

HEJ!

czwartek, 2 stycznia 2014

PAW!

Na litość BOSKĄ! Dopadło mnie coś w klimacie jelitówy! Modlę się i błagam coby moje CHUCHERKO niczego ode mnie nie wciągnęło... jakiegoś wirusowego potwora! Mało tego w brzuchu jeździ, lata, fruwa, ale nie chce wyleźć i się przywitać. Nie wiem czy to towarzystwo Grypie, czy coś zjadłam...
Rumianek, herbatka, witamina C, Propolki (bo gardło też mnie boli), Grypovita, węgiel.

SZLAK!

Co jeszcze może ukoić moje narządy wewnętrzne?

Ps. Znowu przepraszam za wpis fizjologiczny!