blog o ciąży

blog o ciąży

poniedziałek, 30 września 2013

No i masz ci los!

No i po godzinie ZERO! tzn. jak na razie! Moje nadzieje na przywitanie Naszego Szczęścia w terminie legły w gruzach wraz z dzisiejszą wizytą u Doktora... Czemu? Bo, po prostu, ponieważ, because!!! KURDE... jeszcze nie czas. Nasz Synulek wyleguje się jeszcze bardzo wysoko,  to czemu ja go czuję już tak nisko!!! No ale nie mam na to wpływu. Doktor powiedział, że w tym tygodniu RACZEJ nie powinno się nic wydarzyć. BUUU! Na nic moje prośby i błagania, nocne dyskusje, że może jednak by już zechciał się z nami przywitać- no nie zechce. Wiecie co jest w tym najgorsze...najgorsze w tym wszystkim jest to, że jest już bardzooooooooooo ciężko. Nie bez kozery wzięła się nazwa tego stanu błogosławionego- CIĄŻĄ, bo ciąży! Wiem, że to moje Szczęście najdroższe mi ciąży, ale już nie mam siły. Poważnie! Nocami to właściwie już nie sypiam. Wszystko mnie boli. WSZYSTKO! W nocy z soboty na niedzielę, to wręcz myślałam, że chyba się zaczęło. Plecy mnie tak rwały, a właściwie tylko lewa strona, do tego jakieś dziwaczne skurcze...kosmos. Przed czwartą nad ranem udało się usnąć na 2h, potem powtórka z rozrywki. Wraz z pierwszymi promykami słonka jak ręką odjął. Całe szczęście! Wracając do wątku głównego, czyli oddalającego się terminu porodu. Od Doktora usłyszałam tylko, że brzuszek jest naprawdę duży, że 4kg raczej gwarantowane, że zwolnienie dostałam do 21.10!!!! O_o???? 21???? października???? OOO NIE! Nie wytrzymam do 21 października!!! Mam nadzieje, że to mocno na wyrost. Jasny gwint! W dodatku cały czas jestem śpiąca, no wręcz nieprzytomna,cały czas głodna, potem znowu śpiąca. Jasny gwint! 21 października? Nie, nie, nie, nie, tą datę trzeba wymazać z głowy!

piątek, 27 września 2013

FRIDAY, FRIDAY, FRIDAY!

Dotrwaliśmy do piątku. Niby nie pracuje. Niby każdy dzień wygląda tak samo. Niby nic, ale tooo się czuje! Co prawda P. jutro pracuje, ale i tak lubię piątki. Każdy ma lepszy humor. Ludzie się uśmiechają. W dodatku się dzisiaj całkowicie i totalnie "zeszmaciłam" w moim ulubionym SH :D Wpadły w moje łapki:  kolejna chusta w miodowym kolorze, fantastyczny komin pięknie wypleciony z czarnej włóczki (będę pożyczać dla P.), spódnica H&M MAMA, longerek też H&M i też w miodowym kolorze, czapa dla Antośka...aaa to wszystko za jedyne 30 PLN! UWIELBIAM!

Wczoraj udało mi się ukończyć pluszowe literki, które zawisną nad łóżeczkiem Pierdziocha! 


A dzisiaj... byliśmy na kolejnej wizycie u położnej. KTG w porządku, relaks na kozetce i pogawędka o porodzie. Teoretycznie moi drodzy, to ja mam to obcykane, wykute na blachę! W praktyce... wiem że będzie zupełnie inaczej. ALE! Pozytywne nastawienie! POZYTYWNE NASTAWIENIE! Małemu też nie będzie łatwo i w sytuacji kryzysowej właśnie o tym będę myśleć! AHOOOOJ PRZYGODO! Położna kazała się nie nastawiać na szybszą akcję porodową, bo to tylko będzie pogłębiać frustrację pt.: NO KIEDY KIEDY KIEDY???  

Godzina ZERO- 5 października!  Zobaczymy!

poniedziałek, 23 września 2013

Eeeeh

Dzisiaj jest ten dzień. Fajny, słoneczny, nawet ciepły, piękny, jesienny, a ja mam dość! Dupa boli, nogi bolą, plecy trochę też! P. wróci później, ja się dzisiaj nie wyspałam, tzn wcześnie wstałam, potem zasnęłam. Męczyły mnie dzisiaj jakieś obłędne sny szalone! Że zabierają mi syna! KOSZMAR!!!! To chyba już wyłania się napięcie związane z tym czekaniem, z tym lękiem czy wszystko się uda, czy podołam, czy zrobię wszystko, żeby niczego mu nie brakowało... no nie wiem! Sama nie wiem. JEZU POWIEDZCIE, ŻE TO NORMA!

 Wyszperałam na fb, fantastyczne grafiki: https://www.facebook.com/to.lalki?fref=ts


Cudownie przedstawiają mój dzisiejszy stan! Piję tą herbatę z liści malin- OBRZYDLIWA! W dzbanku osad, w kubku osad, na zębach OSAD!!! Oby zdziałała cuda i uczyniła mój poród błahym pierdem! Chociaż nastawiona jestem mocno sceptycznie!

Pogoda jest cudna, byłam nawet poruszać bioderkami na tych naszych dziurawych chodnikach. Mimo ładnej pogody, która tak naprawdę zaszczyciła nas swoją obecnością dopiero dzisiaj, to jest chłodno. 12 dni do względnie wytyczonego terminu porodu, a ja nie mam już co na siebie wkładać. Warstwami wciągam na siebie kolejne swetry, chusty, kominy i... baleriny BUHAHA! Basta! Stwierdziłam, że muszę dzisiaj kupić buty, bo chora nie chcę być, a świecenie gołymi pyrkami tylko do tego prowadzi.

TAAA DAAAM! 

Ogarniający mnie smutek na widok obcasów, za którymi wcale nie przepadam, ale ciąża wzbudza pragnienia posiadania czegoś czego mieć/ nosić nie możesz! Plusy zakupionych buciorów: płaskie, za kostkę, nie za drogie. Minusy? SZNUROWANE!!! Ale P. pomoże! 

Miłego!

środa, 18 września 2013

CHWALIPIĘTA!

Całymi dniami nie robić nic, a jednak cały czas coś. Nie znoszę siedzieć bezczynnie! Lubię robić coś. Wykańcza mnie to nieróbstwo, a na tym etapie ciąży już raczej nie poszaleje. Po wciągnięciu śniadania stwierdziłam, że NO NIE ! idę! pełzam! turlam się na miacho! Obiecałam w końcu babci, (mojego cudownego twórcy przepięknych rzeczy robionych na drutach), że kupię włóczkę, z której ma powstać czapa oczywiście dla Antośka. Jak to bywa na mieście, witryny sklepów krzyczą i wyją, ostro zachęcają. W portfelu ECHOOOO ECHOOOO! ale...  SecondHand'u nie odpuszczę. Nie umiem, nie potrafię, zawsze coś mi wpadnie. Tym razem nie było inaczej. Różnica jest tylko taka, że w ostatnich miesiącach moja szmaciana uwaga skupiona jest na "dziale" dziecięcym. 

I tak oto, za jedyne 5 PLN!!! za PIĄTAKA!!! wyszarpane portale dla Synuśka. P. zakazał mi już sprowadzania szmatek w rozmiarach 1-3M (faktycznie mamy już tego sporo), dlatego spodenki są na 4-6M : )
Moje tempo w jakim się obecnie przemieszczam, jest prawie równe ZERU, dlatego dzisiejsze wychodne przeciągnęło się do 13:00. P. wraca po 16:00. Szybka analiza i nasuwające się wnioski: BIERZ SIĘ ZA OBIAD! aaaaa, że zupę mieliśmy z wczoraj, kotlety na patelnię, ziemniaki obrałam i jak to zwykle ze mną bywa- ekspresowo obiad miałam gotowy (przynajmniej w kuchni poruszam się jeszcze w miarę prężnie). Poczytałam co tam u Was. Natchniona http://mamanakaruzeli.blogspot.com/2013/09/jabka-zapiekane-z-musli.html?showComment=1378734611582#c2755654020523605624  zapragnęłam posiadać takie cudo w swoim piekarniku. Tyle, że moja wersja chyba trochę uboższa. Szybkie ciasto kruche, jabłka z cukrem i cynamonem, do pieca i wioooo! 


P. zadowolony! Wpadła moja Matula, też się załapała, kręcąc trochę nosem na cynamon, za którym nie przepada. Śmietanka, Ineczka i jesteśmy w niebie!

Na koniec przechwalanki: dołączyły do nas dwa kolejne wytwory mojej wyobraźni. Coraz bardziej podoba mi się ta zabawa!




Już mnie muli. Pragnę snu, więc lecę. Dobrej nocy! HEJ!

wtorek, 17 września 2013

37


37, 37, 37, 37 TYDZIEŃ!
Młody chyba ostro ładuje się w kanał rodny, bo nawet przy najkrótszej przebieżce czuję dość nieprzyjemny ucisk w dole brzucha. W ogóle Nasz wariat (kawał chłopa), kręcący się niemiłosiernie przewala mi narządy. Mamy już wszystko. Jedna rzecz mi zaprząta głowę. DEZYNFEKCJA KIKUTA PĘPOWINOWEGO! Poważnie, nie mam zielonego pojęcia co stosować.

- Octenisept??? Zalecany w szpitalu, drogi, podobno bardzo długo trzeba go stosować, zanim kikutek odpadnie.
- Gencjana ( pioktanina) ??? Pielęgnowanie kikuta pępowiny barwiącym na fioletowo roztworem to już zamierzchła historia położnictwa. Działa bakteriobójczo, szybko wysusza, ale pod fioletowym zabarwieniem nie widać zmian zakaźnych i obrzęków.
- Spirytus  70% ???  Ma działanie antybakteryjne, ale alkohol drażni skórę malca, może też być toksyczny. Wokół traktowanego nim pępka pojawia się zaczerwienienie, co uniemożliwia rozpoznanie ewentualnej infekcji.
-  Woda z mydłem ??? To coraz powszechniej stosowany na oddziałach noworodkowych i coraz częściej zalecany rodzicom środek pielęgnacji pępuszka noworodka. Przegotowana woda z mydłem ma działanie odkażające, a jednocześnie nie wysusza i nie zmienia środowiska wokół kikuta.  Sposób zgodny z najnowszymi wytycznymi Nadzoru Krajowego w dziedzinie neonatologii.

CO WY NA TO???


poniedziałek, 16 września 2013

HOME SWEET HOME!

Jak dobrze... jak dobrze, być w domu. Piątek 13-stego okazał się być farciarskim dniem! Wypis ze szpitala, co nie było do końca tak pewne. Do ostatniej chwili czekałam na wynik TSH. Ciche modły, żeby nie zostawili nas na weekend - WYSŁUCHANE! Cztery dni na oddziale położniczym, konsultacja kardiologiczna, dwa razy dziennie zapisy KTG, cztery razy dziennie sprawdzane tętno- moje tętno ( może lekko podwyższone, ale w ogólnym mniemaniu w normie), ohydne szpitalne śniadania, obiady, kolacje, rano i na wieczór różowa pigułka (Fe- wykluła się jakaś anemia),  no i NUDA!  Całe szczęście, że to jedyny oddział szpitalny, który mimo że przesiąknięty  bólami partymi, ciągłymi skurczami, krzykami ostatecznie kojarzy się tylko z WIELKĄ MIŁOŚCIĄ I RADOŚCIĄ.  Cierpienie towarzyszące każdej kobiecie na porodówce jest naprawdę przerażające. Wszystko co wydawało się irracjonalne nabiera bardzoooo REALNEGO sensu! Płaczące małe skrzaty budzą przerażenie, ale i ścisk w żołądku, tęsknotę i zniecierpliwienie kiedy to wezmę na ręce swoje, moje, NASZE Maleństwo.

Stwierdzono:" (...) Niedokrwistość. W stanie ogólnym dobrym, bez dolegliwości, z ciążą zachowaną pacjentka wypisana do domu."

Zalecenia: " Karta ruchów płodu, kontrola  w wyznaczonym terminie, oszczędny tryb życia." 

W efekcie,  jestem w domku, łykam w dalszym ciągu żelazo, prowadzę kartę ruchów płodu co akurat doprowadza mnie do szewskiej pasji. Antoś w ciągu godziny potrafi natrzaskać do 45 ruchów!!! Siedzę i liczę, liczę i siedzę!

Wraz z powrotem do domu, same dobre wiadomości. Podochodziły wszelkie zamówione paczuszki. Dotarły pieluszki tetrowe ( u nas w mieście jest niezła przebitka - 3zł za sztukę to lekkie przegięcie!), arkusze filcowe- 15 kolorów. Postanowiłam stworzyć dla naszego Synka własną, jedyną w swoim rodzaju kolekcję zabawek.


Tworzę zatem :) Dwa potworki już są. Będą tworzyły elementy dekoracji łóżeczka, a właściwie karuzeli (P. musi coś skonstruować, coś na czym będzie można powiesić całą ferajnę). 

Przyszła też najważniejsza przesyłka. Dotarł do nas w końcu wózek dla Naszego Driver'a. Pełna obaw, bo zamówiliśmy z P. wózek używany 3 w 1. Wiadomo jak to jest. Internet, zdjęcia, jedna niewiadoma. Tym bardziej, że byliśmy zmuszeni przeprowadzić transakcję poza aukcją na allegro. Sprzedający uparł się na przelew pieniędzy na konto, paczka wysłana, ale czego możemy się spodziewać dalej nie wiadomo! Uprzejmy kurier wtachał ten GIGANTYCZNY karton na drugie piętro, myślałam że go uściskam. Przez telefon upierał się, że sam nie da rady, że nie ma go jak chwycić itd. Ubłagałam, wyskomlałam, brzuch wypięłam- NIE MIAŁ WYJŚCIA! 

JEST! Piękny, cudowny, wspaniały, uroczy. Dosłownie nówka nieśmigany! FANTASTYCZNY!


Jedynie co mnie zaskoczyło, to kolor. Na zdjęciach wyglądał na śliwkę, bakłażan, no fiolet w każdym bądź razie. AKUKU! Jest brązowy! Piękna czekolada! Cudo!

poniedziałek, 9 września 2013

Idziemy do szpitala!

FUCK!

Rutynowa wizyta u lekarza! Miało być tak przewidywalnie! Fakt, miałam trochę więcej pytań. Pamiętać o zwolnieniu (bo mi się dzisiaj kończy), przypomnieć o paciorkowcu (żeby pobrać), czy muszę wcześniej zgłosić, że P. się jednak zdecydował towarzyszyć mi przy porodzie, no i że tętno mam podobno za wysokie w stosunku do ciśnienia! Tak zauważyła położna ostatnio na spotkaniu  i o to właśnie tętno się rozchodzi!!! Niby ok, za chwile jednak nie, no rzeczywiście za wysokie "to co...dzisiaj się kładziemy, czy chce skierowanie na jutro?" NA JUTRO ? KŁADZIEMY, ŻE NIBY CO? ŻE NIBY GDZIE??? "No do szpitala."  HĘ?!?!?!?!?! Miało być tak przewidywalnie! Mówię, pytam, czy konieczne, czy Pan doktor żartuje (on tak lubi, wyjeżdżać ze szpitalem, że trzeba położyć itd. żeby mi ciśnienie podnieść, a potem :"żartowałem!"). No nie tym razem: "Moja droga, Ty zaraz możesz mi tu urodzić, a Ty się pytasz czy ja poważnie?" 

BUUU! Tachykardia??? Chyba takie pojęcie panuje na wręczonym mi skierowaniu do szpitala. Musimy sprawdzić, czy moje serducho w razie czego udźwignie naturalne przywitanie Antosia na tym naszym świecie! Czy może jednak nie... a wtedy spełnią się wszelkie me koszmary o cesarskim cięciu.

Kurcze... torbę już spakowałam. Teraz muszę z niej wypakować część rzeczy. Przerzucić do mniejszej ( o kurde gulasz mi się pali!!! ). Ale Pani Iza (położna która zawsze mnie waży i mierzy i słucha przed badaniem) mnie pocieszyła, że może szybciej dołączę do nich na zajęcia z ZUMBY! No faktycznie, coś w tym jest, o ile nie będą mi kazali leżeć w szpitalu do rozwiązania Pffffuu Pfuuuu. To będzie moja nowa modlitwa, a właściwie muszę zmodyfikować dotychczasową : do zdrowia Syneczka muszę dorzucić szybki powrót do domu!

Ratunku!


piątek, 6 września 2013

Jeszcze się toczymy!

Ja do komputera, a u Antka III faza aktywności. 3kg Szczęścia - to już bardzo wyczuwalne 3 kg Szczęścia. Ja wiem, że tam w środku robi się ciasno, że wyprostowanie nóżki, włożenie rączki do buzi, to nie jest już takie proste, tyle że matka czuje każdy swój narząd.

PAUZA... 

Musiałam rozchodzić zgnieciony pęcherz i Jego pupę pod moim żebrem. 

Po dniach spędzonych mniej lub bardziej aktywnie, w mieście... noooo GOOOOL, no k***a! Dobrze!!! - mecz leci :) tak więc po dniach spędzonych mniej lub bardziej aktywnie, a to w mieście na spacerze, buszując w SH, albo w towarzystwie TV, spragniona jestem obecności mojego P., rozmowy (monologi prowadzone w ciągu dnia z Antkiem się nie liczą).

PAUZA...

Oszaleje! Co się dzisiaj dzieje? Co go dzisiaj ugryzło? Może wyjątkowo podszedł mu pasztet na kolację :)

Stęskniona za P. , spragniona tlenu, nie zastanawiając się długo - udaliśmy się na spacer. Staram się codziennie gdzieś wytoczyć, potoczyć, pooddychać.




 



Czyż nie piękne to nasze jezioro?

LOVE

Ukochałam, oszalałam, zapragnęłam go mieć, jak tylko zobaczyłam go na półce w sklepie LIDL! Z reguły powstrzymuję się... potrafię się powstrzymać, moja szanowna, wielka już d_ _a bardzo mi w tym pomaga. NIE TYM RAZEM! coś w stylu:

MUST HAVE!


Nawet nie mam wyrzutów sumienia. Jest pycha! Aż zęby bolą... taki słodki. To dziwne uczucie. Przed ciążą naprawdę nie przepadałam za słodyczami. Oczywiście "raz w miesiącu" bywały chwile zwątpienia i słabości, ale kostka czekolady załatwiała sprawę. AAA TERAZ??? Język w d _ _pę wchodzi na widok głupiego wafelka leżącego, na tych głupich półkach przy kasach!!! I bądź mądra i WALCZ! 

Z kremem czekoladowym było inaczej. Nie walczyłam. W dodatku  P. jakby dał przyzwolenie, co jest głupie, bo nigdy mnie nie ogranicza. Wręcz przeciwnie "Jak masz ochotę, to śmiało!". Nawet twierdzę, że to w głównej mierze przez P. mam takie zajawki na słodycze w ciąży, bo najwidoczniej Antek ubóstwia słodkości, A PO KIM? No nie po mnie! Wszystko było by w porządku. Ja mogę wcinać słodycze, tylko dlatego, że  moje chłopaki za nimi przepadają, tylko... czemu to się w moim tyłku odkłada???

OOO po porodzie się skończy. No może troszkę później, ale się skończy, bo słodycze są pycha, ale na pewno nie zdrowe.   MUST HAVE  ------->  FROM TIME TO TIME!

środa, 4 września 2013

Irracjonalne

Pierwszy gryz jabłka... i nie wiem. Wiecie, że nie wiem? Tak wielu rzeczy jeszcze nie wiem. To wszystko wydaje mi się irracjonalne! Jesteśmy z Antkiem po badaniu USG. Pominę fakt, że robił je nie nasz lekarz tylko jakiś STARY GBUR! O nic nie mogłam się spytać. Na każde pytanie buczał i warczał. Kurcze! Chodzi o MOJE DZIECKO! Mam prawo pytać o wszystko, nawet jeżeli te pytania wydają się być głupie i irracjonalne! Powiem Wam, że tej kozetki nie polubiłam! To nie to, co randki z położną. Byłam taaak skupiona, wyłapując tylko BPD (obwód brzuszka? NIE! średnica główki), FL ( to chyba była kość udowa), AC (ooo jest obwód brzuszka!), HC(!!! Co to było HC!!!!???). Co za gbur! Nie wpuścił mojego P. do gabinetu. No krew mnie zalewała, a właściwie nie dolatywała. Leżenie na wznak przez 15 minut, to nie jest moja ulubiona pozycja. Jak w końcu pozwolił mi usiąść myślałam, że zwymiotuje, a lekarz skakał jak pchła Szafrajka. "Widzę u Pani zespół żyły głównej dolnej." GOŃ SIĘ! Pomyślałam, ale jak mówiłam kilka minut temu, że mi niedobrze, czy jeszcze długo to co NIE SŁYSZAŁ? GDZIE JEST MÓJ LEKARZ? Nie wiem jak u Was, ale u nas w małym mieście, zauważyłam straszną zazdrość pomiędzy gronem ginekologicznym. Nie chodzę do mojego Pana doktora prywatnie, więc wszelkie badania robimy sobie z Maleńkim w Szpitalu i jak trafia się na nie swojego lekarza, to zaczyna się bój: "a o co Pani chodzi?" , "nie wiem czy w porządku, na razie w porządku". Aj, i po co? 


Teoretycznie zaczął się 35 tydzień. Nie wiem tylko, jak odnieść się do badania USG. Jestem skołowana, ponieważ wg USG i niektórych pomiarów Antośka, wynika że to nie 35 tydzień, a 36 i 4 dni, albo 37 i 3 dni!!! NO TO ZMIENIAŁOBY  POSTAĆ RZECZY! Warto sugerować się tymi wyliczeniami? Czy trzymać się jednak ustalonego na samym początku terminu porodu? W końcu on sam zdecyduje, kiedy zechce przyjść na świat, ale nie wiem, normalnie, nic nie wiem. To zaczyna się dziać wszystko tak szybko! Staram się sobie wyobrazić scenę jak kładą mi synka na piersi... IRRACJONALNE!!! Kocham to życie, które jest we mnie, wiem że jest we mnie. Przecież go czuję! a jednak to taaakie IRRACJONALNE! Nie wiem jaką będę mamą. Tak bardzo pragnę być dobrą mamą... aaa ten gbur od usg podał " WAGA PŁODU" (chodzi o moje, nasze Szczęście, a oni tak bez emocji). Hipotetycznie, nasz Syneczek waży już... 3150g!!!! Oszalałam! 

Ach i najważniejsza informacja dnia: POŁOŻENIE PŁODU PODŁUŻNE GŁÓWKOWE!!!

Zrobiliśmy z P. już prawie wszystkie zakupy. Oliwki, płyny do kąpieli, pampersy, kremy na odparzenia, mleczka nawilżające, szczoteczki, nożyczki, chusteczki...


Nie wiem, oczywiście nie wiem, czy to dobre wybory. Przeleciałam cały internet (polecam http://www.bangla.pl/). Opinie z Waszych blogów. Jeny ile ludzi, a właściwie MAM, tyle opinii. To dobre, żeby za chwilę stać się beznadziejnym! Zrobiłam listę. W mojej opinii najlepszą z najlepszych. W końcu cztery razy ją przepisywałam, udoskonalałam! Oblecieliśmy z P. całe miasto, aż w Rossmannie stanęłam  i NIE WIEM!!! Dobrze, że mój P. zachował ostatki zdrowego rozsądku: "Mała jak się nie sprawdzi to zmienimy. Spokojnie!". Racja!

Dobrze. Lecę po ostatki. Coś dla mnie:

Wkładki, majty do szpitala, herbatę muszę zacząć pić (podobno totalnie doskonałe działanie- zobaczymy), a olejek do masażu :)